Jak wyliczyła firma ubezpieczeniowa Euler Hermes na podstawie informacji publikowanych w Monitorach Sądowych i Monitorach Gospodarczych, w pierwszych 10 miesiącach roku niewypłacalność ogłosiły w Polsce 993 firmy, o 18 proc. więcej niż w takim samym okresie ub.r. W samym październiku przypadków niewypłacalności – czyli niezdolności do regulowania zobowiązań wobec dostawców, skutkującą upadłością bądź którąś z form postępowania restrukturyzacyjnego – było jednak aż o 75 proc. więcej niż przed rokiem.
Zarówno październikowa liczba niewypłacalności, jak i całoroczna, są najwyższe od co najmniej dekady.
Na pierwszy rzut oka szybki wzrost liczby niewypłacalnych firm to bezpośrednia konsekwencja pandemii Covid-19 i restrykcji, które rząd wprowadza, aby ją ograniczyć. Dla wielu firm bodźcem do ogłoszenia niewypłacalności okazała się jednak uproszczona procedura restrukturyzacyjna, dostępna na mocy Tarczy 4.0.
Z danych EH wynika, że od lipca z tego rozwiązania – dającego dłużnikom ochronę przed egzekucją, ale zarazem ograniczającego do minimum rolę sądów – skorzystało 187 przedsiębiorstw, z czego aż 70 w październiku.
Wiosną pomimo tego, że wiele firm straciło przychody, fali niewypłacalności udało się uniknąć m.in. dzięki temu, że sądy nie były w stanie rozpatrywać wniosków. Teraz drożność sądów przestała być problemem. To jednak, jak ocenia Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka, sprawia, że problemy płynnościowe jednych firm są przenoszone na kolejne, nie będące w stanie odzyskać swoich należności.