Impreza rusza we wtorek i potrwa siedem dni. W tym czasie ponad trzydzieści spółek z Polski oraz pięć firm z regionu Europy Środkowo-Wschodniej będzie miało okazję zaprezentować się zagranicznym i polskim inwestorom instytucjonalnym. Wszystko oczywiście w formie zdalnej, a nie, jak wcześniej, stacjonarnie w Londynie.
– Główną zaletą konferencji zdalnych jest to, że mają one większy zasięg. Na tego typu wydarzenie można zaprosić większą grupę inwestorów, również z krajów, w przypadku których udział w konferencji stacjonarnej byłby trudniejszy logistycznie. I to widzimy przy okazji zbliżającej się konferencji. Dostrzegam, że są inwestorzy, którzy w normalnych warunkach pewnie nie pojawiliby się na wydarzeniu, a teraz gotowi są porozmawiać ze spółkami – mówi Grzegorz Zawada, dyrektor BM PKO BP. Jak dodaje, forma zdalna konferencji ma też słabsze strony.
– Oczywiście jest też druga strona medalu, czyli brak możliwości bezpośrednich spotkań i bliższej interakcji między spółkami i inwestorami, co oczywiście jest ważnym elementem budowania relacji biznesowych. Mimo wszystko cieszę się, że po ubiegłorocznej przerwie spowodowanej pandemią wracamy z konferencją i liczę, że w przyszłym roku, kiedy to obędzie się dziesiąta edycja tego wydarzenia, znowu pojawimy się w Londynie – mówi Zawada.
Forma zdalna konferencji, która obowiązuje od momentu wybuchu pandemii, daje spółkom, inwestorom, a także operatorom giełdowym duży potencjał. Przykładem tego może być konferencja „Nasdaq – obiecujący kierunek dla polskich przedsiębiorców", która jest organizowana przez kancelarię Kochański & Partners wspólnie z giełdą Nasdaq Nordic, która to odbędzie się we wtorek. Jak podkreśla Jarosław Grzywiński, były prezes GPW, a obecnie szef praktyki rynków kapitałowych w Kochański & Partners, zainteresowanie wydarzeniem, które ma przybliżyć polskim spółkom rynki zagraniczne, jest bardzo duże.
– Mamy około kilkuset zgłoszeń. Są spółki z Polski, zgłosiło się wiele firm z NewConnect (spółki z branży technologicznej, fotowoltaiki oraz medycyny), ale są też zgłoszenia z szeroko rozumianego Central Eastern Europe z Ukrainy, Czech, Słowacji, a nawet Bałkanów (Serbia i Czarnogóra) – mówi Grzywiński.