Napływ zagranicznych zamówień w polskim przemyśle w lipcu wyraźnie wyhamował. Wraz z ograniczeniami w dostępności komponentów ograniczyło to tempo wzrostu produkcji. Taki obraz sytuacji w polskim przemyśle maluje PMI, wskaźnik koniunktury bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki przedsiębiorstw. W lipcu, jak podała w poniedziałek firma IHS Markit, wyniósł on 57,6 pkt. W czerwcu sięgnął rekordowego poziomu 59,4 pkt, a ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się jego zniżki do 59 pkt.
Choć lipcowa zniżka PMI była największa od sierpnia ub.r., wskaźnik ten utrzymał się na bardzo wysokim poziomie. Każdy odczyt powyżej 50 pkt oznacza teoretycznie, że w odczuciu ankietowanych menedżerów logistyki sytuacja w przemyśle przetwórczym poprawia się w ujęciu miesiąc do miesiąca. Dystans od tej granicy można interpretować jako miarę tempa tej poprawy. W tym świetle od 1998 r., gdy PMI zaczął być publikowany, polski przemysł szybciej rozwijał się tylko raz, właśnie w czerwcu. Co więcej, szczegóły ankiety, na podstawie której obliczany jest ten wskaźnik, dają powody, aby oczekiwać, że wzrost produkcji pozostanie wysoki w kolejnych miesiącach niezależnie od okoliczności.
Dostawy z opóźnieniem
Do zniżki PMI przyczynił się przede wszystkim najmniejszy w tym roku wzrost wartości nowych zamówień eksportowych. Zdaniem Jakuba Olipry, ekonomisty z Credit Agricole Bank Polska, może to odzwierciedlać wąskie gardła występujące w niemieckim przemyśle. Tamtejsze firmy, zmagając się z niedoborem niektórych komponentów, ograniczają produkcję, co skutkuje wolniejszym wzrostem zamówień na produkty ich dostawców znad Wisły.
Bariery podażowe w globalnym przemyśle mają także bezpośredni wpływ na polskie przedsiębiorstwa. Taki wniosek można wyciągnąć z tego, że w świetle PMI w lipcu tempo wzrostu produkcji w Polsce zmalało bardziej niż tempo wzrostu wartości zamówień. W rezultacie znów, już dziesiąty raz z rzędu, zwiększyły się zaległości produkcyjne przedsiębiorstw.