Kwiecień był najgorszym miesiącem dla polskiej gospodarki we współczesnej historii. Produkcja przemysłowa załamała się o 25 proc. rok do roku, niewiele mniejszy spadek zaliczyła sprzedaż detaliczna. Zatrudnienie w przedsiębiorstwach zaczęło maleć, a wzrost płac praktycznie się zatrzymał. To efekt ograniczeń aktywności ekonomicznej wprowadzonych przez rząd w połowie marca w celu stłumienia epidemii koronawirusa. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że maj, gdy wiele tych ograniczeń zostało zniesionych, przyniósł poprawę koniunktury. Wskazują na to m.in. ankietowe badania wśród firm i gospodarstw domowych. Jeśli jednak ktoś liczył na spektakularne ożywienie po kryzysie, to w danych dotyczących maja, które będą publikowane w najbliższych tygodniach, raczej go nie zobaczy.
– Kwiecień najprawdopodobniej wyznaczył dołek obecnego cyklu i wraz ze stopniowym odmrażaniem kolejnych obszarów gospodarki dane za maj i następne miesiące powinny wyglądać już nieco lepiej (choć nadal źle), przynajmniej dopóty, dopóki nie dojdzie do nawrotu pandemii i związanych z nią restrykcji – zauważyli w piątkowym cotygodniowym raporcie ekonomiści z banku Santander.
Przemysł odrabia straty
Już w poniedziałek ukaże się majowy odczyt PMI, wskaźnika koniunktury w sektorze przemysłowym bazującego na ankiecie wśród menedżerów przedsiębiorstw. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie oczekują, że wzrośnie on z niespełna 32 pkt w kwietniu do 36 pkt. Taki odczyt oznaczałby jednak, że w ocenie większości przedsiębiorstw ich sytuacja pogorszyła się w stosunku do kwietnia. To jest mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, że w kwietniu część firm w ogóle nie pracowała, a w maju wznowiła działalność. Stąd ekonomiści oceniają, że produkcja sprzedana przemysłu w maju wzrosła wobec kwietnia, co oznaczałoby wyhamowanie spadku w ujęciu rok do roku z 24,6 proc. w kwietniu do 17,6 proc. w maju. – Na stopniową normalizację sytuacji w gospodarce wskazuje m.in. wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną w maju – tłumaczy Aleksandra Duda, ekonomistka z BNP Paribas Bank Polska.
Czy Polacy wrócą do zakupów?
Wyhamować powinien również spadek sprzedaży detalicznej, który w kwietniu sięgnął w ujęciu realnym (tzn. w cenach stałych) 22,9 proc. rok do roku. Uczestnicy comiesięcznej ankiety „Parkietu" przeciętnie szacują, że w maju sprzedaż zmalała już tylko o 12 proc. rok do roku. Te oceny bazują m.in. na danych dotyczących wartości transakcji wkartami, z których korzysta w swoich analizach coraz więcej zespołów analitycznych. Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, zwraca jednak uwagę, że szeroko rozumiana konsumpcja, która – inaczej niż wyniki sprzedaży detalicznej – obejmuje też wydatki na usługi, malała zapewne szybciej. A to, jak ukształtuje się w kolejnych miesiącach, będzie zależało od sytuacji na rynku pracy. – Ostatnie dane, a także sprawna dystrybucja środków z tarczy finansowej pozwalają oczekiwać, że skala wzrostu bezrobocia w tym roku będzie mniejsza, niż można było szacować na początku kryzysu – ocenia.
NBP nie ruszy złotego
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie oceniają, że w maju stopa bezrobocia rejestrowanego wzrosła do 6,1 proc. z 5,8 proc. w kwietniu. Tak wysoko poprzednio była w lutym 2019 r. Te dane prawdopodobnie jednak nie oddają skali pogorszenia koniunktury na rynku pracy, podobnie jak statystyki dotyczące przeciętnego zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw, obejmującym tylko firmy z co najmniej 10 pracownikami. Na to wskazują wyniki ankietowych badań, które przeprowadzili badacze z ośrodków analitycznych GRAPE, CenEA oraz IBS. Według ich ustaleń stopa bezrobocia wynosi obecnie około 10 proc. Wiele osób, które straciły pracę, nie zarejestrowało się jednak w urzędach pracy.