Pilnie potrzebna dobra diagnoza i dobra kuracja

Na szczeblu politycznym dyskusja o źródłach wysokiej inflacji zwykle sprowadza się do wskazywania winnych. Ustalenie prawdziwych przyczyn jest jednak kluczowe dla odpowiedniej reakcji państwa.

Publikacja: 25.01.2022 09:50

Premier Mateusz Morawiecki i były premier Donald Tusk chętnie przerzucają się wzajemnie odpowiedzial

Premier Mateusz Morawiecki i były premier Donald Tusk chętnie przerzucają się wzajemnie odpowiedzialnością za drożyznę w Polsce.

Foto: folha.com.br, wiktor dąbkowski

Gdyby słuchać tylko wyjaśnień polityków Zjednoczonej Prawicy, sprawa jest prosta. Wysoka inflacja w Polsce jest efektem czynników zewnętrznych, nawet w 80 proc. – jak przekonywał premier Mateusz Morawiecki. W związku z tym jedyne, co może robić polski rząd, to bronić społeczeństwo przed skutkami tej importowanej, zagranicznej przecież drożyzny.

Morawiecki odpowiedzialnością obarcza głównie dogmatyczną politykę klimatyczną UE czy rosyjskie manipulacje gazowe. W PiS-owskiej retoryce pojawia się nawet konkretna osoba, winna w zasadzie wszystkiego, czyli Donald Tusk, który jako przewodniczący Rady Europejskiej miał nie dopilnować cenowej racji stanu dla Polski.

Jałowa dyskusja

Opozycja na takie zarzuty nie pozostaje dłużna. – Kluczowymi powodami, dla których inflacja w Polsce rośnie i jest najwyższa w UE, jest niekompetencja tej władzy, której wszystko leci z rąk, która potrafiła przez kilka lat rozwalić najbardziej obiecującą nie tylko w Europie gospodarkę, niepohamowana żądza pieniądza tej władzy, kradzież środków publicznych niemalże w świetle dnia i w niespotykanej skali marnotrawstwo – mówił jeszcze w październiku Donald Tusk, przewodniczący Platformy Obywatelskiej. W tej narracji niemalże całą winę ponosi rząd PiS oraz nieudolna polityka banku centralnego kierowanego przez prezesa Adama Glapińskiego.

W sumie dyskusja o przyczynach wysokiej inflacji w Polsce na szczeblu politycznym jest jałowa, sprowadza się do wzajemnego obarczania się winą. Zresztą to nie tylko polska przypadłość, tak też dzieje się w innych krajach, bo szukanie prostych wyjaśnień i chłopców do bicia chyba leży w politycznej naturze. Ale wcale nie znaczy to, że należy przejść nad tym do porządku.

Właściwa diagnoza

– Ustalenie, jakie były i są faktyczne powody inflacji, jest bardzo istotne – zaznacza Piotr Bielski, ekonomista Santander Bank Polska. – Bez tej wiedzy trudno podejmować adekwatne decyzje w polityce gospodarczej – dodaje. – Polityczne przepychanki niczemu nie służą, potrzebna jest nam diagnoza sytuacji. Bo właściwa diagnoza prowadzi do dobrej kuracji – zaznacza też Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

GG Parkiet

Jak jest więc diagnoza? W środowisku ekonomistów w zasadzie panuje co do tego zgoda. – To mniej więcej po połowie czynniki zewnętrzne, jak i wewnętrzne – ocenia Karol Pogorzelski, ekonomista Banku Pekao. Wśród tych pierwszych na pewno trzeba wymieniać popandemiczne zaburzenia w globalnej gospodarce, co objawiło się m.in. przerwanymi łańcuchami dostaw i rosnącymi cenami produktów i surowców takich jak ropa naftowa, ale też żywność. Do tego świat musi się mierzyć z drastycznym wzrostem notowań gazu ziemnego (w efekcie rosnącego popytu i rosyjskiej polityki ograniczania podaży), a Europa – z szybkim wzrostem ceny uprawnień do emisji CO2, co przekłada się na drożejącą energię elektryczną. Efekty tych zaburzeń widać w podwyższonej inflacji przede wszystkim w krajach naszego regionu, ale też i strefie euro, USA czy Kanadzie.

Podatny grunt dla inflacji

– Na to nakładają się czynniki krajowe – dodaje Pogorzelski. – Choćby takie jak spóźniona reakcja władz monetarnych w zacieśnianiu polityki pieniężnej. To spowodowało osłabienie złotego i wzrost cen dóbr importowanych. Warto też mówić o presji płacowej wynikającej z faktu, że mamy niskie bezrobocie, stabilny popyt na pracę i silną pozycję negocjacyjną pracowników – wskazuje ekonomista.

– Ważne, że te zewnętrzne szoki podażowe i cenowe padają w Polsce na podatny grunt inflacjogennej gospodarki – przekonuje Rafał Benecki. – Firmom było i jest stosunkowo łatwo przerzucać rosnące koszty na finalne ceny produktów, bo mamy w Polsce trwający od kilku lat boom konsumpcyjny, napędzany ekspansywną polityką budżetową. Proszę spojrzeć, przed pandemią poszły duże transfery socjalne, w czasie pandemii mieliśmy najhojniejszy pakiet antykryzysowy, który też koniec końców wspierał konsumpcję. Polska zanotowała najpłytszą recesję w UE, nasza gospodarka odbudowała się najszybciej. Za to ujemne stopy procentowe były utrzymywane najdłużej w regionie, choć nie było co do tego żadnych przesłanek – analizuje Benecki.

Wnioski do wyciągnięcia

– Jak ktoś mówi, że wysoka inflacja to „wina Tuska", to możemy to zaliczyć do kategorii politycznego bajdurzenia – zaznacza też Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – To, jak duży jest wsad krajowy, widzimy po wskaźnikach inflacji bazowej, która była podwyższona przez cały rok, a obecnie jeszcze szybko rośnie we wszystkich swoich miarach, także tej po wyłączeniu cen energii i żywności. To, w połączeniu z odkotwiczonymi oczekiwaniami inflacyjnymi pokazuje, jak duża jest nasza, wewnętrzna presja inflacyjna – argumentuje Jankowiak.

Najważniejsze jest pytanie, jakie wnioski dla polityki publicznej płyną z diagnozy postawionej przez ekonomistów. – Choć przez długi czas prezes NBP powtarzał, że bank centralny w zasadzie nie na wpływu na globalne źródła inflacji, to w obecnej sytuacji NBP musi reagować na szoki podażowe. Przed nami efekt drugiej rundy. Podwyżki cen paliw, gazu, energii dla przedsiębiorstw zostaną uwzględnione w cenach detalicznych, a inflacja nakręci się jeszcze bardziej. Moim zdaniem konieczne jest dalsze zacieśnianie polityki fiskalnej i monetarnej – uważa Rafał Benecki.

Obecnie Rada Polityki Pieniężnej jest w cyklu podwyżek stóp procentowych. – A rynki przekonały się, że bank centralny jest zdeterminowany w walce z inflacją, co spowodowało umocnienie się złotego do poziomu ok. 4,5 zł – zaznacza Karol Pogorzelski. – W zasadzie obecnie to jedyna droga, można się jedynie zastanawiać i dyskutować, do jakiego poziomu powinny wzrosnąć stopy procentowe – dodaje Jankowiak.

Rozbieżności w policy mix

Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka prosta. – Obecnie po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, by stopy procentowe były tak mocno w tyle za wskaźnikiem wzrostu cen – wskazuje Piotr Bielski. Inflacja w grudniu skoczyła do 8,6 proc., a główna stopa procentowa wynosi obecnie 2,25 proc., wciąż więc pozostaje głęboko ujemna. – W zasadzie nie wiemy, czy znane mechanizmy walki z inflacją zadziałają, to znaczy jak mocne muszą być podwyżki stóp, by sprowadzić inflację do celu – ocenia Bielski.

Po drugie zaś niejednoznaczna jest też policy mix. – Polityka monetarna jest na ścieżce zacieśniania, zaś polityka fiskalna na ścieżce luzowania. To utrudnia bankowi centralnemu realizację zadania sprowadzenia inflacji do celu – podkreśla Jankowiak.

Chodzi tu o tarczę antyinflacyjną, której wartość jest szacowana nawet na 25 mld zł (rząd chwali się tu, że to też najhojniejsza tarcza w Europie), wprowadzającej czasowe obniżki podatków oraz dodatki osłonowe dla osób mniej zamożnych. Tarcza zbija szczyt inflacji, ale jednocześnie powoduje, że będzie ona utrzymywała się na podwyższonym poziomie przez dłuższy czas.

Rząd PiS uznał inflację za wroga publicznego, odsuwając od siebie całą odpowiedzialność

SŁAWOMIR DUDEK główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju

Rząd PiS lubi mieć wroga publicznego, tym razem padło na importowaną z zagranicy inflację ze wskazaniem winowajcy, czyli Tuska. Tak naprawdę wysoka inflacja w Polsce jest zjawiskiem bardzo złożonym, wynika z wielu przyczyn. Wzrost cen energii i gazu rzeczywiście jest w dużej mierze niezależny od władz, ale na pewno nie przyczynia się w 80 proc., jak chciałby wmówić premier Morawiecki, do inflacji w Polsce. Te zawirowania na rynkach globalnych dotykają wszystkie kraje, ale to Polska przez kilkanaście miesięcy nie schodziła z podium w czarnych rankingach inflacji w UE. Ekonomiści wskazują, że czynniki zewnętrzne powodują co najwyżej połowę inflacji. Jednym z dowodów jest fakt, że inflacja bazowa, na którą nie wpływa zagranica, utrzymuje się na podwyższonym poziomie od dawna. W efekcie, o ile w czasie pandemicznego kryzysu część krajów UE odnotowała nawet deflację, np. Niemcy, w Polsce doszło jedynie do spowolnienia wzrostu cen. Teraz rząd cieszy się, że w Niemczech też widać „drożyznę", ale zapomina, że tam ceny rosną w porównaniu z pandemicznym spadkiem.

Omawiając przyczyny inflacji w Polsce, warto wskazać na ekspansywną politykę budżetową, wspierającą konsumpcję i osłabiającą inwestycje, ale też błędną politykę pieniężną. W czasie pandemii NBP skopiował rozwiązania, takie jak obniżka stóp do zera czy operacje „drukowania pieniędzy", czyli skupu aktywów, które ewentualnie powinny wspierać płynność sektora bankowego, ale przede wszystkim wspierały popyt konsumpcyjny.

Mleko się już rozlało, ale warto wiedzieć, jakich błędów trzeba unikać w przyszłości

PIOTR SOROCZYŃSKI główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej

Na całym świecie mówi się o globalnych czynnikach inflacji, takich jak wzrost cen paliw, energii i innych surowców, żywności, międzynarodowego transportu, frachtów itp. Ale do tego mamy własne specyfiki, różne działania pozostające w rękach administracji publicznej, w ramach polityki gospodarczej i monetarnej. Warto na to zwrócić uwagę, bo tego, co się już rozlało, nie naprawimy, ale warto wiedzieć, jakich błędów uniknąć w przyszłości.

Te polskie specyfiki to rosnące od dłuższego czasu daniny i opłaty. Przedsiębiorcy widzą to jako długą litanię drożejącej wody, ścieków, prądu, teraz gazu i wrzucanych od hoc podatków, np. cukrowego, handlowego, wysokich podwyżek akcyzy itp. Drugi ważny element inflacyjny, który sami sobie fundujemy, to kształtowanie polityki płacowej. Przez regulacje płacy minimalnej państwo wymusza ruchy na całej drabinie płacowej, a w 2020 r. to minimum wzrosło o 17 proc., w 2021 r. o ok. 7 proc., a od 2022 r. – o kolejne 7 proc. To powoduje, że koszty pracy rosną bardzo szybko.

Warto się też zastanowić nad polityką kursową. W 2020 r. nasza gospodarka osłabiła się znacząco mniej niż gospodarka strefy euro, a w 2021 r. ożywienie było znacząco silniejsze. W takiej sytuacji powinno nastąpić umocnienie złotego. Ale nie, nasza waluta się osłabiała, ponieważ bank centralny działał zgodnie z praktyką stosowaną od 30 lat – wspierania konkurencyjności eksportu przez osłabienie waluty. Tyle że my też sporo importujemy, przy słabym złotym ten import jest droższy.

Gospodarka krajowa
NBP w październiku zakupił 7,5 ton złota
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
Gospodarka krajowa
Stabilny konsument, wiara w inwestycje i nadzieje na spokój w otoczeniu
Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego