Po kilku słabych dniach polskie akcje wróciły do wzrostów. Co więcej, krajowe indeksy nie potrzebowały do tego pomocy głównych rynków. Atmosfera na całym świecie oczywiście poprawiła się, ale to WIG i WIG20 plasowały się na czołowych miejscach na finiszu środowej sesji. Może być to powód do zastanawiania się nad wiarygodnością odreagowania, ale przypomnijmy, że rynek nad Wisłą nadal nadrabia dystans w wycenach do rynków zagranicznych.
WIG20 chwilami zyskiwał w środę nawet ponad 2 proc., ale na koniec dnia zachował 1,66-proc. wzrost. Pozostawił zatem po sobie niezręczny górny cień, ale z drugiej strony - patrząc okiem technika - domknął lukę bessy, powstałą na skutek osunięcia we wtorek z rana. Sygnał do podtrzymania dobrej atmosfery nad Wisłą dały po południu indeksy amerykańskie, które wystartowały na zielono. Kiedy jednak przy Książęcej gaszono światła, S&P 500 i Nasdaq już świeciły na czerwono, co może rzutować na polskie indeksy w czwartek. Dodatkowo pod koniec tygodnia część inwestorów może się też wycofywać z uwagi na ryzyko kolejnych działań w ramach konfliktu między Izraelem a Iranem w weekend, choć obecnie wygląda na to, że nie powinno do tego dojść.
W środę zyskiwały nie tylko polskie akcje, ale też obligacje. Oprocentowanie polskich obligacji dziesięcioletnich malało o 7 pkt baz., do 5,79 proc. Indeks polskich obligacji TBSP wciąż jest jednak pod kreską od początku roku.