Przed środową sesją WIG20 miał za sobą trzy dni spadków z rzędu, choć w poniedziałek strata była ledwie zauważalna. Choć poprzednie dni nie należały do udanych, to indeks dużych spółek zamykał się ze sporym odstępem od najniższych poziomów z danego dnia, co wskazywało, że część kupujących nadal jest przy stole. We wtorek popyt zdołał obronić wsparcie na okrągłym poziomie 2300 pkt, zatem można było liczyć na mobilizację popytu. Tego jednak zabrakło. Z drugiej strony godziny dzielące do posiedzenia Fedu odstraszały inwestorów od podejmowania poważnych decyzji, więc zmienność także na krajowym rynku nie była duża.
Przedpołudnie WIG20 spędził pod kreską za sprawą zniżek PGE czy Orange. Ogółem słabiej prezentowały się też banki. Na półmetku sesji aż dziewięć dużych firm traciło przynajmniej po ponad 1 proc., ale po przeciwnej stronie były Pepco Group i łapiące równowagę LPP. Do czasu startu handlu za oceanem niewiele się już zmieniało.
Pierwszy dzwonek przy Wall Street podniósł morale nad Wisłą, a WIG20 zaświecił na zielono. Ostatecznie indeks zyskał 0,24 proc., zatrzymując się przed pułapem 2350 pkt. Patrząc nieco szerzej, łatwo dostrzeżemy, że kupujący starają się obronić WIG20 przez zamknięciem poniżej 2330 pkt i jak dotąd w marcu im się to udaje.
Indeksy akcji amerykańskich przed ogłoszeniem decyzji przez Fed zachowywały się w sposób bardzo wyważony. Więcej działo się na rynku obligacji, gdzie rentowności papierów dziesięcioletnich, po odbiciu się w poniedziałek od szczytu przy 4,35 proc. kontynuowały spadek. Zbiegło się to z ograniczeniem umocnienia dolara wobec euro i złotego. Inwestorzy próbowali uprzedzić bieg zdarzeń, ale wydźwięk komunikatu Fedu mógł jeszcze sporo zmienić.