Po poniedziałkowej sesji WIG20 miał na koncie już trzy wzrostowe dni z rzędu. Ci, którzy zaczęli wierzyć, że korekta dobiega już końca we wtorek zderzyli się rzeczywistością. Mogła ona być brutalna, ale na szczęście byki nie dały się całkowicie zepchnąć do defensywy.
W zasadzie od początku dnia na naszym rynku przewagę mieli sprzedający. Można to było traktować nawet jako pewne rozczarowanie, bo całkowicie zignorowana została udana sesja chińskich indeksów. Największy problem w tym, że przewaga sprzedających na GPW w miarę upływu czasu systematycznie się powiększała. W południe WIG20 tracił już ponad 1 proc. i znów zjechał poniżej 2200 pkt. To też stawiało nas w gronie najsłabszych rynków na Starym Kontynencie.
I kiedy wydawało się, że byki są bezradne, w drugiej połowie dnia zaczęło się mozolne odrabianie strat. Przed ostatnią godziną notowań pojawił się nawet cień nadziei na to, że WIG20 wyjdzie nawet na plus. Ostatecznie tak się jednak nie stało. Indeks największych spółek naszego parkietu stracił 0,4 proc. co patrząc na przebieg sesji, a także wyraźną presję rynku walutowego (mocniejszy dolar i przecena złotego) i tak nie jest najgorszym wynikiem.
W gronie największych spółek błysnęła JSW. Akcje tej firmy podrożały o 9,2 proc. co na spadkowym rynku jest wyjątkowym osiągnięciem. Ruch ten łączony jest z podniesieniem przez jeden z domów maklerskich rekomendacji dla akcji spółki.