Tylko na Wall Street główne indeksy zyskały od 0,89 procent w przypadku Nasdaqa Composite przez 1 procent w przypadku S&P500 po 1,29 procent ugrane przez DJIA. Europa odpowiedziała między innymi zwyżką niemieckiego DAX-a 0,69 procent i wzrostem francuskiego CAC o 0,91 procent. Efektem solidarnych zwyżek było przedłużenie wzrostowych serii wspomnianych indeksów na czwarty tydzień z rzędu. W zarysowanym kontekście szukanie przyczyn zeszłotygodniowych wzrostów jawi się jako jałowe. Momentum pozostaje zwyczajnie wzrostowe i kontynuacja ruchu, który trwa od finałowych sesji października nie wymaga niczego więcej niż kontynuacji zwyżek w oparciu o elementy znane w bliskiej przyszłości, którymi są nadzieje na dobrą końcówkę roku i szybsze od wcześniejszych obaw obniżki ceny kredytu przez amerykański bank centralny.
Oczywiście, dynamika podejścia z ostatnich tygodni i gra indeksów o najlepszy miesiąc aktualnie granych rynków byka niesie ryzyko jakichś korekt. Problem w tym, iż listopadowe zwyżki indeksów – czasami zbliżające się do dziesięciu procent – pojawiły się po falach spadkowych, które trwały od sierpnia do końcówek października i potrafiły zabrać indeksom po kilkanaście procent. W praktyce właśnie trzymiesięczne przeceny zbudowały fundament pod oczekiwania na dobrą końcówkę roku znaną inwestorom jako rajd Świętego Mikołaja. Listopadowe rajdy popytu mogą jawić się jako utrudniające zwyżki w grudniu, ale rynkowi statystycy już policzyli, iż średni historyczny wzrost indeksu S&P500 od Święta Dziękczynienia do końca roku wynosi 1,7 procent, a wzrosty pojawiały się w 70 procent przypadków licząc od 1950 roku. Zmiana procentowa jawi się jako mała, ale obejmuje też okresy spadkowe. Inne dane mówią, iż dobra postawa S&P500 przed Świętem Dziękczynienia owocowała kontynuacją zwyżek w okresie od Święta Dziękczynienia do końca roku i średnim umocnieniem indeksu w tych kilku tygodniach o blisko 4 procent. Inaczej rzecz ujmując, historyczne analizy zachęcają do optymizmu.
W szerszej perspektywie patrząc fundamentem listopadowych zwyżek są spadki rentowności długu oraz wyceny zmiany w polityce Fed. Jedno wiąże się z drugim, ale na rynku jest już tylko śladowe oczekiwanie, iż Fed jeszcze raz podniesie cenę kredytu, gdy rynek coraz mocniej bierze pod uwagę scenariusz pierwszej obniżki stóp procentowych w USA już w marcu 2024 roku. Obok wycen szybszego rozpoczęcia nowego cyklu w polityce monetarnej przez Fed, zaczynają też pojawiać się prognozy czterech obniżek ceny kredytu, które – nawet w konserwatywnym dziś ujęciu, rozpoczęte dopiero na starcie III kwartału – muszą być uwzględnione w strategiach akcyjnych na kolejne dwanaście miesięcy. Inwestorzy i giełdy zwyczajnie wyprzedzają wydarzenia w gospodarce i polityce Fed czasami o trzy miesiące, a czasami o trzy kwartały, ale zawsze muszą pozycjonować się pod przyszłość. W takim ujęciu, listopadowe zwyżki i ich potencjalne przedłużenie na grudzień stają się naprawdę próbami wyceny tego, jak będzie wyglądał układ sił na rynkach za dwa lub trzy kwartały. W tym kontekście, na dziś nie ma większego znaczenie, czy Fed zacznie obniżać stopy procentowe w marcu czy w lipcu, ważne jest, iż rynek musi wyceniać szanse, które już jest na radarze.
Adam Stańczak
Analityk