Po piątkowej sesji nadzieje, że w kolejnych dniach WIG20 będzie zachowywać się nadzwyczaj dobrze, nie mogły być duże. Indeks co prawda umocnił się, jednak popyt nie był w stanie pójść choćby o krok dalej niż w poprzednich dniach, zatrzymując się w okolicach 2051 pkt. Początek poniedziałkowej sesji był jednak obiecujący, a dużą rolę w tym odegrał zapewne udany start handlu na głównych europejskich parkietach. WIG20 dość szybko wspiął się nawet powyżej 2060 pkt, czyli poziomu, nad którym poprzednio znajdował się jeszcze w pierwszej połowie miesiąca. Nadzieje na krótkoterminowy przełom były więc uzasadnione. Z czasem jednak entuzjazm na innych europejskich giełdach zaczynał słabnąć. Niemiecki DAX przykładowo zamienił wyraźną zwyżkę na spadek. WIG20, który i tak z rana plasował się raczej w ogonie europejskiej tabeli, nie miał zatem większych szans na utrzymanie porannego dorobku. Jeszcze przed południem indeks polskich dużych spółek zaświecił na czerwono, a w kolejnych godzinach podaż skupiała się na powiększaniu przewagi. Na ratunek nie przybyli inwestorzy amerykańscy. Tamtejsze indeksy co prawda w pierwszych godzinach handlu utrzymywały się w pobliżu poziomów zamknięć z poprzedniej sesji, ale najwyraźniej europejscy inwestorzy odczytali to jako słabość rynku. Widoczne to było w notowaniach WIG20, dla którego ostatnia godzina handlu oznaczała zejście na nowe minima. Indeks dużych spółek ostatecznie finiszował z 1,24-proc. przeceną i na poziomie 2026 pkt. Indeksy średnich oraz małych spółek zachowały się bardziej stabilnie – mWIG40 stracił tylko 0,54 proc., natomiast sWIG80 nieznacznie się umocnił.