I choć zapewne na tym nie koniec napięć, to miejmy nadzieję, że w ostatecznym rozrachunku uda się uniknąć destruktywnego konfliktu militarnego.
Pytanie jednak, czy ograniczenie ryzyka geopolitycznego to prosty przepis na powrót do hossy po kiepskim początku roku? Byłoby tak, gdyby ogólne środowisko makroekonomiczno-monetarne było sprzyjające ryzykownym aktywom. Sęk w tym, że obecnie mamy do czynienia z trwającym od miesięcy zacieśnianiem polityki monetarnej na świecie, którego ukoronowaniem stanie się w marcu wyłączenie QE (luzowania ilościowego) przez Fed. A efekty uboczne dotychczasowej fali podwyżek stóp (w tym w Polsce) dopiero będą widoczne na przestrzeni tego roku w postaci spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego.
W najnowszym, lutowym sondażu, Bank of America zapytał ankietowanych zarządzających funduszami, przy jakim poziomie S&P 500 Fed „skapitulowałby" przed giełdowymi niedźwiedziami i wycofał się z jastrzębiego zwrotu w polityce. Uśredniona odpowiedź – ok. 3700 pkt. Innymi słowy, indeks musiałby spaść jeszcze o ok. 16 proc., by przywrócona została swoista „ochrona" ze strony banku centralnego („Fed put").
Reasumując, dobrze, że pojawiły się sygnały deeskalacji konfliktu Rosja-Ukraina, ale nie zapominajmy, że ryzykowne aktywa muszą ciągle borykać się z globalnym zacieśnieniem .