W pierwszym etapie rozpoczętej w lutym fali wzrostowej tak silne spadki w ogóle się nie zdarzały, co sugeruje, że byki mają coraz większe trudności nie tylko z podtrzymaniem zwyżki notowań, ale wręcz z utrzymaniem kursów akcji na stosunkowo wysokich poziomach.
Inaczej niż do tej pory wygląda też sytuacja techniczna. W przeciwieństwie do próby sprowokowania większej wyprzedaży w końcu marca tym razem WIG20 nie zdołał szybko odrobić całych strat. Ponieważ jednak nie doszło jeszcze do przebicia wsparcia na poziomie ostatniego dołka (1641 pkt intraday), nie można mówić o zmianie krótkoterminowego trendu na spadkowy. Dopóki wsparcie to pozostaje nienaruszone, należy raczej trzymać się tezy o konsolidacji, której górną granicą jest ostatni szczyt (1814 pkt intraday). Wahania w przedziale 1641-1814 pkt równie dobrze mogą więc być chwilą odpoczynku przed kontynuacją zwyżki, jak i fazą dystrybucji przed silniejszą korektą spadkową.
Brakowi rozstrzygnięć na gruncie analizy technicznej towarzyszy ciągły napływ optymistycznych danych gospodarczych, które przekonują, że rozpoczęta w lutym zwyżka ma fundamentalne uzasadnienie. Pomijając medialną wrzawę na temat świńskiej grypy (doniesienia na ten temat w kontekście rynków finansowych można traktować jako typowy "szum informacyjny"), wczoraj pojawiło się kilka bardzo istotnych danych. Po pierwsze, poprawiają się nastroje konsumentów w krajach rozwiniętych.
Amerykański indeks zaufania Conference Board skoczył nieoczekiwanie aż do 39,2 pkt (oczekiwano 29,5 pkt), co jest niezwykle istotne, biorąc pod uwagę to, że wydatki konsumpcyjne w dużej mierze decydują o kondycji gospodarki USA. Po drugie, roczny spadek cen domów (obrazowany przez indeks S&P/Case-Shiller) wyniósł w lutym 18,6 proc., wobec 19 proc. w styczniu. Choć różnica nie jest zbyt imponująca, to po raz pierwszy od rozpoczęcia spadku w 2006 r. zdarzyło się, że roczne tempo przeceny nie przyspieszyło, lecz osłabło.
To pierwszy sygnał stabilizacji na rynku nieruchomości w USA, który jest kluczowy choćby dla wyceny toksycznych aktywów. To może oddalić groźbę kolejnej eskalacji kryzysu finansowego. Warto przy tym zwrócić uwagę, że dane te dotyczą lutego, a więc miesiąca, w którym większość innych danych makro była jeszcze fatalna, a poprawiać zaczęła się dopiero w marcu.