To, co przyniesie dzisiejszy dzień może w tej układance mieć duże znaczenie. Powrót złych nastrojów zwiększałby ryzyko realizacji negatywnego scenariusza. Przebieg środowej sesji na chińskim rynku, który znów znalazł się w centrum uwagi inwestorów, potwierdza niewielkie znaczenie wtorkowego odbicia. Dziś chińskie akcje potaniały o ok. 4%. Oczywiście pojawia się pytanie, na ile załamanie na jednym rynku może spowodować globalne pogorszenie koniunktury. W tym wypadku sprawa wydaje się poważna, gdyż wzrost chińskich akcji w bardzo dużym stopniu przez ostatnie miesiące kształtował nastawienie do wszystkich rynków wschodzących. W warstwie fundamentalnej zaś jedną z kluczowych przesłanek zwyżek było przekonanie o tym, że przyspieszanie chińskiej gospodarki będzie pomagać w wychodzeniu z globalnej recesji. W tym wymiarze wyprzedaż chińskich akcji można odbierać jako symboliczne zakończenie tego etapu.
Nasz parkiet od początku tego miesiąca tkwi w trendzie bocznym, którego dolna granica wypada przy 34,7 tys. pkt. Wczorajsze notowania pozwoliły się od niej oddalić na ponad 500 pkt. Dzisiejsza zniżka zmniejsza tę odległość do ok. 300 pkt. Zagrożenie jej testowaniem w warunkach pogarszającego się nastawienia globalnych inwestorów do rynków wschodzących jest więc jak najbardziej realne. Otwierałoby to drogę do ataku na czerwcowy szczyt, który stanowi średnioterminowe wsparcie, a utrzymywanie się powyżej niego jest warunkiem utrzymywania, że trwająca od połowy lutego tendencja zwyżkowa jeszcze się nie zakończyła. Widać, że atmosferę na parkietach w dużym stopniu kształtuje wciąż psychologia. Tak można tłumaczyć wczorajsze zachowanie giełd, gdzie inwestorzy zignorowali słabe dane z rynku nieruchomości w USA. Zwyżki tłumaczono wzrostem do najwyższego poziomu od 3 lat indeksu zaufania niemieckich inwestorów i analityków ZEW. W kategoriach kontrariańskich był to jednak kolejny negatywny sygnał, wskazujący na coraz większy optymizm. Przypomnijmy, że wcześniej dowiedzieliśmy się o silnym ograniczaniu liczby krótkich pozycji przez amerykańskich inwestorów, czy wzroście indeksu Investors Intelligence w USA, obrazującego różnicę między optymistami i pesymistami do najwyższego poziomu od początków 2008 r. W Ameryce największa firma zarządzająca aktywami na rynku akcji Vanguard zamknęła ostatnio 3 fundusze na nowe wpłaty. W Chinach na przełomie lipca i sierpnia bardzo szybko rosła liczba otwieranych rachunków inwestycyjnych. Przypomniały się więc czasy, gdy kończyła się hossa w 2007 r.
Zakładając, że lipcowy wzrost w USA był napędzany zamykaniem krótkich pozycji, a szerzej czynnikami rynkowymi, jak ogólny klimat na rynkach, napływy do funduszy inwestycyjnych, można spodziewać się szybkiego zredukowania tamtych zysków. To zaś oznaczałoby spadek S&P 500 w krótkim czasie w okolice 900 pkt. Dodatkowo przy przesileniu na emerging markets musiałoby to odcisnąć silne piętno na kondycji naszego parkietu.
Krzysztof Stępień
główny ekonomista