W dalszym ciągu inwestorzy wpatrywali się w doniesienia ze świata, a tam ścierały się nadzieje na następną rundę ilościowego rozluźnienia polityki pieniężnej z obawami przed pogłębieniem spowolnienia gospodarczego. Skutkiem była niepewność co do tego, jak inwestorzy będą reagowali na pojawiające się dane gospodarcze. Gorsze – zwiększały szanse na dodruk pieniądza, więc nie skłaniały do pozbywania się akcji. Lepsze – najczęściej były paradoksalnie korzystniejsze od prognoz, bo w porównaniu z poprzednim miesiącem na ogół wykazywały regres. Tak było choćby ze wskaźnikami nastrojów konsumentów w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Kiepskie doniesienia napływały z australijskiego, nowozelandzkiego oraz brytyjskiego rynku nieruchomości. W Chinach przestrzegano przed kolejnymi krokami mającymi chłodzić rynek nieruchomości. Słabsze niż miesiąc wcześniej były indeksy aktywności w Europie, Japonii i Stanach Zjednoczonych. Wolniejsze było tempo wzrostu wydatków konsumenckich w Ameryce. Wśród dobrych wiadomości mieliśmy głównie spadek stopy bezrobocia w Niemczech oraz wskaźniki nastrojów konsumentów i przedsiębiorców w strefie euro. Większy w ujęciu rocznym niż miesiąc wcześniej był wzrost dochodów amerykańskich konsumentów.
Dużo dobrych informacji napływało z rynków wschodzących. Poprawił się stan chińskiego przemysłu, mocno rosła produkcja przemysłowa w Korei, u nas PMI sięgnął najwyższego poziomu od 46 miesięcy. Jednak przewaga niekorzystnych wiadomości była zauważalna. Natomiast na rynkach akcji nie było widać większego przełożenia. Kupujący spuścili z tonu, ale podaż pozostawała bardzo ograniczona.
Uwagę zwracała polaryzacja zachowania euro i rynków akcji na Starym Kontynencie. Euro zyskiwało trzeci kolejny tydzień względem dolara. Wspólna waluta szła w górę również wobec franka szwajcarskiego. Natomiast akcje w Europie trzeci kolejny tydzień pozostawały pod presją. Indeks DJ Stoxx 600 uformował pięć następujących po sobie świec z niewielkimi czarnymi korpusami. Zbliżył się wyraźnie do linii trendu łączącej dołki z lipca i sierpnia. Korelacja w ostatnich trzech tygodniach sięgnęła minus 74 proc. Ostatni raz podobna była pod koniec grudnia 2009 r. i pod koniec marca tego roku. W obu tych wypadkach o kilkanaście sesji poprzedzało to głębokie załamanie cen akcji.
Dla większości inwestorów podstawowym scenariuszem pozostaje analogia z rokiem 2004. Warto jednak zwrócić uwagę, że wtedy wskaźnik ISM dla usług w USA dłużej niż teraz bronił się przed zniżką i wspiął się na wyższy poziom. Uzasadnione wydaje się więc przekonanie, że powielanie schematu sprzed sześciu lat odzwierciedla nazbyt optymistyczne podejście do rynków. Będzie musiało zostać poddane korekcie.