Dzięki udanej końcówce wczorajszych notowań WIG20 zyskał 0,87 proc., ustanawiając nowy rekord hossy, której początki sięgają lutego 2009 r. Indeks wyniósł 2633,94 pkt. W jego ślady poszedł także WIG (plus 0,7 proc. i 45 542 pkt). Lokomotywami zwyżki okazały się spółki z sektora finansowego. Najbardziej spektakularnie w górę poszedł kurs Banku Pekao – o 4,07 proc., przy obrotach przekraczających 508 mln zł (obroty na całym rynku wyniosły ponad 1,85 mld zł).
[srodtytul]Wybiórcze rekordy[/srodtytul]
Nie wszystko poszło jednak tak, jak mogli to sobie wyobrażać optymiści. Z nowym rekordem WIG20 kontrastowały umiarkowane zniżki na giełdach zachodnich (w Europie inwestorzy nerwowo zareagowali m.in. na obniżenie prognozy wzrostu gospodarczego borykającej się z kłopotami budżetowymi Irlandii przez tamtejszy bank centralny), które później zostały potwierdzone przez przecenę w pierwszych godzinach notowań na Wall Street.
Co gorsza, skok kursów dużych spółek w niewielkim stopniu przeniósł się na tzw. szeroki rynek. Wczoraj na wartości straciło 45 proc. firm, podczas gdy urosło tylko 39 proc.
To, że zwyżka na warszawskim parkiecie jest dziełem coraz węższego grona największych spółek, widać także na wykresie kojarzonego z małymi przedsiębiorstwami indeksu sWIG80. Wczoraj jako jedyny z najważniejszych indeksów GPW zanotował on spadek (o 0,14 proc.). Jego słabość widoczna jest już od ponad trzech tygodni. Jego zwyżka zatrzymała się 9 września i od tej pory trwa powolne opadanie, podczas gdy w tym samym czasie WIG20 wspina się ku nowym rekordom. Analitycy techniczni zwykle traktują słabość tzw. szerokiego rynku jako ostrzeżenie przed silną korektą spadkową.