Atak "awersji do ryzyka" widać było na świecie nie tylko na giełdach, ale także rynkach surowców, czemu towarzyszyło umocnienie się dolara, czyli waluty traktowanej jako "bezpieczna przystań" na czasy rynkowej zawieruchy. Wróciły obawy przed zbytnim hamowaniem rozgrzanej koniunktury w chińskiej gospodarce.
Być może doniesienia z Chin nie wywarłyby takiego wrażenia na inwestorach, gdyby nie to, że jednoznacznych impulsów zabrakło ze strony wyników finansowych amerykańskich spółek. Z jednej strony pojawiły się co prawda korzystne doniesienia (bankowy potentat Goldman Sachs i koncern Coca-Cola przebiły prognozy analityków), ale rozczarowań też nie zabrakło (Bank of America zaskoczył stratą sięgającą 7,7 mld USD, informatyczny gigant Apple rozczarował słabszymi prognozami zysków w tym roku). Do tego doszły kiepskie informacje z Niemiec, gdzie indeks instytutu ZEW obrazujący zapatrywania analityków i profesjonalnych inwestorów na temat sytuacji gospodarczej znów spadł.
W te nie najlepsze doniesienia wpisały się najnowsze dane o produkcji przemysłowej w naszym kraju. Podczas gdy ekonomiści spodziewali się wzrostu produkcji o ponad 13 proc. rok do roku, faktyczna zwyżka wyniosła 11,8 proc. Być może ta rozbieżność nie robi wielkiego wrażenia, ale powody do niepokoju bardziej widać, jeśli spojrzymy na najnowsze dane po "wygładzeniu" ich za pomocą trzymiesięcznej średniej kroczącej. Tak przeliczona dynamika produkcji spadła z 12,8 proc. (na takim poziomie utrzymywała się przez 2 miesiące) do 12,0 proc.
To pierwszy tak poważny spadek od lutego 2009 r., czyli od początku hossy na GPW. Tym samym pojawiło się fundamentalne uzasadnienie trwającego już od kwietnia spadku rocznej (również wygładzonej) dynamiki indeksów na warszawskim parkiecie. Zakładając, że giełda wyprzedza wydarzenia w gospodarce, można się spodziewać, że na tym jeszcze nie koniec niepokojących zjawisk w przemyśle.
Abstrahując od tych długoterminowych rozważań, na krótką metę kontynuacja korekty spadkowej na GPW nie jest zaskoczeniem, a raczej spełnieniem się scenariusza, którego można było racjonalnie oczekiwać. W sobotniej analizie obszernie pisałem o negatywnej dywergencji na wykresie wskaźnika RSI, która do tej pory zawsze zapowiadała kilkutygodniową falę zniżkową, i że sytuacja pod tym względem bardzo przypomina okres kształtowania się szczytu w kwietniu.