Wtedy rynek piął się nieustannie przez dziesięć tygodni, w czasie których zyskał blisko 17 proc. Tym razem notowania podniosły się o nieco ponad 10 proc. 0Około 17.00 proc. zwyżki WIG notuje natomiast od ustalenia dołka u progu wakacji.
Ogólną diagnozę dla warszawskiego parkietu można sprowadzić do starcia dwóch obozów. Z jednej strony są ci, którzy oceniają, że czas dobrej koniunktury jest na tyle długi, że niewiele jest już miejsca na jego wydłużenie i w tym mogą upatrywać zwiastunów osłabienia koniunktury. Po drugiej stronie stoją ci, którzy mimo długiego czasu utrzymywania się dobrej atmosfery widzą wciąż jeszcze potencjał dla ruchu w górę.
Kończący się miesiąc na rynkach finansowych zerwał nieco ze schematem, jaki funkcjonował przez wiele wcześniejszych tygodni. Nieustannie drożały akcje, w górę szły notowania surowców, tracił dolar względem euro. Pojawiły się jednak i zjawiska, których poprzednio nie byliśmy świadkami - rynki wschodzące wypadły słabiej niż dojrzałe, spadły ceny długoterminowych obligacji, osłabienie zaczęło być widoczne na walutach z emerging markets.
Te zjawiska przełożyły się na konkretne sygnały, jak na przykład przełamanie pięciomiesięcznej linii trendu przez siłę relatywną rynków wschodzących do dojrzałych, pokonanie linii trendu przez kurs koszyka walut złożonego po połowie z euro i dolara wobec złotego czy przebicie ponadsześciomiesięczej linii trendu przez rentowność amerykańskich dziesięciolatek. Tym samym można już mówić nie tylko o sygnałach ostrzegawczych, ale nasilających się faktach, sugerujących przesilenie koniunktury.
Nie ma przy tym wątpliwości, że jednym z kluczowych elementów giełdowej układanki pozostaje kwestia ilościowego poluzowania polityki pieniężnej w USA. Ta sprawa może się wyjaśnić już w najbliższą środę. Wcześniej jednak poznamy październikowe odczyty indeksów aktywności przemysłu w Chinach czy USA.