Uwagę zwraca to, że podaży nie mogą przeciwstawić się mniejsze spółki (sWIG80 spadł wczoraj o 1,1 proc.), które przecież nie były wcześniej faworytami zwyżki i w przypadku których pokusa realizacji zysków jest przez to z natury mniejsza.
Serwisy informacyjne prześcigają się w tłumaczeniu przyczyn korekty spadkowej (problemy finansowe Irlandii, perspektywa zaostrzenia polityki pieniężnej w Chinach), ale trudno rozpatrywać presję podażową w oderwaniu od szerszego, czysto rynkowego kontekstu. Nie jest choćby tajemnicą (już wcześniej zwracaliśmy na to uwagę), że zwyżka WIG20 zatrzymała się akurat w momencie, kiedy oscylatory techniczne (np. Stochastic oraz RSI) znalazły się niebezpiecznie wysoko w strefie wykupienia. Można w tej sytuacji powiedzieć, że aż prosiło się o realizację zysków i rynki niejako czekały tylko na pretekst do działania.
W kontekście oscylatorów zaskoczeniem nie jest również to, że obecna korekta spadkowa ma miejsce niespełna trzy tygodnie po zakończeniu poprzedniej, dość płytkiej przeceny w październiku (wówczas WIG20 stracił maksymalnie 2,9 proc.). To, że tamta korekta była płaska, początkowo wydawać się mogło rzeczą pozytywną (bo szybko udało się odrobić straty i sięgnąć po nowe rekordy hossy), ale z dzisiejszej perspektywy widać, że chyba lepiej byłoby wówczas, gdyby rynek pozwolił na nieco większe/dłuższe schłodzenie koniunktury, przez co późniejszy wzrost byłby „zdrowszy”. Ponieważ jednak oscylatory startowały w październiku z dość wysokiego poziomu (znacznie wyższego niż w końcu sierpnia), szybko znalazły się w strefie wykupienia i niekorzystne skutki tego obserwujemy właśnie teraz.
Jednocześnie z technicznego punktu widzenia trudno byłoby zakładać, że mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko kolejną korektą i studzeniem zbyt rozgrzanej koniunktury giełdowej. Co prawda WIG20 znalazł się już poniżej pierwszego wsparcia, jakim jest lokalny październikowy szczyt (2693 pkt), ale fakt ten ma znaczenie raczej krótkoterminowe.O tym, czy korekta na dobre wymknie się spod kontroli, zdecyduje dopiero konfrontacja z barierą na wysokości ok. 2600 pkt, która kilkakrotnie powstrzymywała zapędy sprzedających w październiku i która pokrywa się z kwietniowym szczytem poprzedzającym najgłębszą jak dotąd falę spadkową w trakcie hossy.
Oczywiście na razie wcale nie jest powiedziane, że do owej konfrontacji musi w ogóle dojść. WIG20 jest nadal ok. 3 proc. powyżej wspomnianej bariery. Niemal identyczny dystans dzieli indeks największych i najbardziej płynnych spółek od szczytu hossy (2769 pkt).