Fatalna środowa sesja zdecydowanie ostudziła entuzjazm inwestorów, którzy liczyli na tzw. efekt stycznia. Rynek znacznie oddalił się od rekordowych poziomów i trudno będzie mu szybko powrócić na szczyty. Nie oznacza to jednak bynajmniej, że nasz parkiet nie będzie próbował wznieść się na wyżyny. Trzeba mu tylko dać trochę więcej czasu.
Na razie na GPW w najlepsze zagościły spadki. Słabość naszego rynku było zresztą już widać od dłuższego czasu. Zamierające obroty, jak również brak większych wahań indeksów wskazywały, że inwestorzy nie mają już ochoty kupować drożejących akcji. Sprzedający nie chcieli z kolei zamykać pozycji licząc, że stabilizacja indeksów będzie krótkotrwała i zaraz ponownie ruszą w górę. Gdy oczekiwanie się przedłużało, niedźwiedzie przejęły sprawy w swoje ręce czego obraz mogliśmy obserwować na poprzednich sesjach.
Piątkowa rozpoczęła się co prawda na poziomach zbliżonych do środowych zamknięć ale szybko kontrolę nad sytuacją znowu przejęła strona podażowa. WIG 20 zyskiwał na otwarciu 0,05 proc. i znalazł się na wysokości 2706 pkt. Pozostałe indeksy zaczęły dzień na czerwono. W przypadku WIG spadek wynosił 0,05 proc. (indeks znalazł się na poziomie 47051 pkt.). sWIG 80 tracił 0,38 proc. (12184 pkt.) a mWIG 40 0,01 proc. (2814 pkt.). Po kwadransie obroty wynoszą 55 mln zł. Są zatem nieco niższe niż na środowej sesji co potwierdza, że zapał graczy do pozbywania się akcji powoli się wyczerpuje.
Na innych parkietach panują neutralne nastroje. Dotyczy to zarówno giełd azjatyckich (Szanghaj i Tokio są na małych plusach) jak i europejskich. Giełda w Paryżu spada obecnie o 0,2 proc. podczas gdy parkiety frankfurcki i londyński symbolicznie zyskują na wartości. Piątkowa sesja upłynie pod znakiem oczekiwań na informacje z rynku pracy. O 11.00 poznamy dane dotyczące listopadowej stopy bezrobocia w strefie euro (prognozy mówią, że wciąż będzie wynosiła 10,1 proc.) a o 14.30 podobne dane z USA. Specjaliści oczekują, że w grudniu za oceanem bez pracy pozostawało 9,7 proc. wobec 9,8 proc. w listopadzie. Jeśli dane nie okażą się gorsze, koniec sesji w Warszawie może być lepszy niż początek.
Na rynku walutowym po kilku dniach bardzo dynamicznego umacniania się złotego, związanego z powszechnie oczekiwaną podwyżką stóp procentowych, nadszedł czas na lekką korektę. Euro kosztuje w piątek rano prawie 3,87 zł a za dolara amerykańskiego trzeba zapłacić 2,97 zł.