W dalszym ciągu można odnieść wrażenie, że najmocniejszymi argumentami na rzecz zniżek są te związane ze skalą i czasem trwania dotychczasowego wzrostu. W takich okolicznościach trudno jednak mówić o trwalszym przesileniu. Mogą one raczej sprowokować krótkookresową realizację zysków. Jednocześnie jednak coraz bardziej rzuca się w oczy to, że wiele rynków na świecie od połowy listopada nie rośnie. Dysproporcje są szczególnie widoczne na rynkach wschodzących. Część z nich, jak Chiny czy Indie, jest wyraźnie poniżej poziomów z połowy listopada 2010 r., inne utrzymują się na zbliżonej wysokości, a tylko nieliczne wspięły się do nowych szczytów.
Z jednej strony można na to patrzeć jako na oznakę słabości. Polaryzacja zachowań w tej samej grupie aktywów nie jest korzystna. Z drugiej – na wydarzenia ostatnich blisko trzech miesięcy można patrzeć jak na płaską korektę, w czasie której kapitał z bardziej rozgrzanych rynków zaczął przepływać na mniej popularne. Taka zmiana liderów jest oznaką siły.
Takie same wątpliwości jak w skali światowej mamy na warszawskim parkiecie. WIG utrzymuje się na poziomie osiągniętym w I połowie listopada, a obserwatorzy rynku coraz bardziej spierają się co do przyszłości. Jedni widzą w coraz wyraźniejszym trendzie bocznym oznaki słabości koniunktury giełdowej. Inni – wręcz przeciwnie. Widząc, że rynek nie oddala się istotnie od szczytu fali zwyżkowej, stwierdzają jego siłę.
Jak zawsze w trendach bocznych oprócz wskazania samego kierunku dalszego ruchu istotna jest umiejętność wyznaczenia poziomów, przekroczenie których oznaczać będzie koniec tendencji horyzontalnej. Ważne jest też to, by umieć wskazać konsekwencje wybicia z trendu bocznego – czy przyniesie ono istotny ruch, który pozwoli dobrze zarobić? Małą lekcją była tu trzytygodniowa konsolidacja, trwająca przez większość grudnia. Wydawało się, że po jej zakończeniu rynek będzie w stanie wykonać trwalszy ruch, a jednak nic takiego nie nastąpiło. Najpierw mieliśmy emocjonalne reakcje, gdy rynek wybijał się z ruchu bocznego dołem, a potem równie łatwo straty udało się odrobić. W tym wypadku okazało się, że wypełnienie zasięgu spadku związanego z wysokością konsolidacji wyczerpało potencjał spadkowy. Konsolidacja trwała dość długo, ale miała niewielkie rozmiary. Trend boczny z ostatnich prawie trzech miesięcy niesie w tym sensie ze sobą znacznie większy potencjał. Samo dotarcie do dolnej granicy oznaczałoby zejście WIG do ok. 45 tys. pkt, a jej sforsowanie otwierałoby drogę do zniżki o około 3 tys. pkt.
Na ruch o 3 tys. pkt, czyli dotarcie do ok. 51 tys. pkt, można też liczyć, jeśli giełda byłaby w stanie wybić się na nowe szczyty.