Chociaż tragiczne wydarzenia w Japonii w sensie geograficznym są odległe inwestorom w Europie, to zareagowali na nie jednak bardzo nerwowo. Być może tak skrajnych emocji nie byłoby, gdyby giełdy
zachodnie znajdowały się w stabilnej tendencji wzrostowej – wtedy zazwyczaj niepomyślne informacje są ignorowane lub ich znaczenie jest umniejszane. Problem w tym, że do trzęsienia ziemi i katastrofy w elektrowni atomowej w Japonii doszło akurat wtedy, kiedy owa tendencja wzrostowa już kilka tygodni wcześniej wyraźnie osłabła.
[srodtytul]Europa głęboko pod kreską[/srodtytul]
Jak widać na wykresie na przykład niemieckiego wskaźnika DAX, kontynuacja tendencji zwyżkowej stanęła pod znakiem zapytania już w końcu lutego, trzęsienie ziemi w Japonii jeszcze bardziej popchnęło kursy akcji w dół. Już teraz przecena na giełdzie u naszego zachodniego sąsiada jest jedną z najbardziej dotkliwych korekt w czasie hossy rozpoczętej dwa lata temu. Od ostatniego szczytu DAX runął o ok. 10 proc., podczas gdy np. w maju 2010 r., kiedy rynkami trzęsły obawy o kryzys finansowy na obrzeżach strefy euro, indeks stracił w najgorszym momencie nieco ponad 8 proc.
Pocieszające jest to, że w porównaniu z gwałtownie idącym w dół DAX, znacznie stabilniej zachowuje się nasz rodzimy WIG20. W jego przypadku trudno mówić o załamaniu dotychczasowej tendencji, bo indeks wciąż znajduje się w trendzie bocznym (patrz ramka). Tragedia w Japonii nie wystarczyła do tej pory, by indeks dużych przedsiębiorstw dotarł do ostatniego dołka z połowy lutego, nie mówiąc już o jego przebiciu.