Przez minione prawie trzy lata Fed podążał ścieżką wydeptaną siedem lat wcześniej przez japoński bank centralny, kupując w zmasowany sposób od banków papiery wartościowe i w ten sposób zasilając system bankowy dodatkowymi rezerwami gotówki.
Dokładnie to samo robił Bank Japonii w latach 2001–2004. Jeśli hipoteza o powielaniu przez Fed wzorca japońskiego jest poprawna, to przez następne dwa lata czekałaby nas stabilizacja poziomu rezerw amerykańskich banków na poziomach, które zostaną osiągnięte, gdy zostaną wyczerpane – w połowie roku – środki z QE2. W takim scenariuszu dopiero na początku roku 2013 – a więc po wyborach prezydenckich w USA w listopada 2012 r. – zmiana polityki Fedu oznaczałaby początek procesu redukcji rezerw, a więc sprzedaży bankom skupionych papierów wartościowych i podwyżek stóp procentowych.
Japończycy rozpoczęli takie właśnie wycofywanie się z polityki „ilościowego poluzowania” w marcu 2006 r., a trwałe konsekwencje tego zaostrzenia polityki pieniężnej zaczęły się pojawiać dopiero rok później. W razie przyszłej zmiany kierunku polityki Rezerwy Federalnej reakcje rynków – umocnienie dolara, spadek cen surowców itp. – powinny pojawić się znacznie szybciej (może nawet z wyprzedzeniem w stosunku do decyzji Fedu).
„Cykl prezydencki” sugeruje, że dobry okres dla surowców powinien utrzymać się do mniej więcej połowy 2012 roku (patrz szczyt cen surowców w lipcu 2008 r.), co można traktować jako sugestię, że do tego czasu Fed nie rozpocznie wycofywania rezerw.
Pretekstem dla Rezerwy Federalnej do utrzymywania obecnego poziomu rezerw może być ewentualne słabnięcie koniunktury gospodarczej: w I kwartale tego roku roczna dynamika PKB w USA spadła po raz drugi z rzędu do +2,3 proc. r./r. wobec +2,8 proc. w IV kwartale oraz +3,2 proc. w III kwartale. Co prawda stopa bezrobocia w USA spada w obecnym cyklu szybciej niż w poprzednim, ale niewiele ponad 2-proc. tempo wzrostu PKB raczej nie jest historycznie spójne ze wzrostem zatrudnienia.