Ewentualny spadek WIG20 poniżej 2700 pkt (do poziomu tego brakuje 0,8 proc.) otworzyłby mu drogę do przetestowania ostatniego dołka na wysokości 2675 pkt, a stamtąd z kolei nie byłoby daleko do lutowego minimum (2641 pkt). Cała nadzieja w tym, że potencjał spadkowy wyczerpie się zanim indeks dużych spółek dotrze do 2600 pkt. Ten nie tak odległy poziom można traktować z różnych powodów (o których pisałem w ostatnich analizach) jako kluczowy dla długoterminowego trendu.
Dla niektórych indeksów wczorajsza sesja była jeszcze gorsza. Gromadzący głównie małe spółki sWIG80 już teraz pogłębił dołki i jest najniżej od ponad roku. Dla niego z kolei kluczowym w dłuższej perspektywie wsparciem jest okolica 11 tys. pkt – brakuje do niej jeszcze ok. 2,4 proc.
Co ciekawe, praktycznie żadnego wrażenia na inwestorach na GPW nie zrobił popołudniowy odczyt indeksu zaufania amerykańskich konsumentów Conference Board. Pilnie obserwowany wskaźnik sięgnął wyraźnie wyższej wartości niż prognozowano (59,5 zamiast 57,9 pkt), a mimo to nie wywołało to entuzjazmu. Czyżby brak reakcji na pozytywne dane był – tak jak to często bywa – oznaką, że to jeszcze nie koniec kłopotów dla posiadaczy akcji i że pesymizm jeszcze nie wyczerpał swojego potencjału?
Powodem do zwyżki nie były też opublikowane godzinę wcześniej dane z amerykańskiego rynku nieruchomości, co jest jednak zrozumiałe. Co prawda odczyt indeksu S&P/Case-Shiller okazał się nieco lepszy od prognoz, ale marne to pocieszenie, bo ceny domów w USA nadal spadają, i to na dodatek coraz szybciej (-4,5 proc. rok do roku w maju).