Rozwój wydarzeń na dzisiejszej sesji znów przypomniał schemat, według jakiego przebiegały notowania w pierwszej połowie sierpnia. Zaczęło się od umiarkowanych minusów (na początku dnia WIG20 tracił nieco ponad 1 proc.), a z czasem do sprzedających przyłączali się kolejni inwestorzy. Spirala paniki sprawiła, że w najgorszym momencie sesji WIG20 był bliski spadku o 9 proc. i znów był poniżej 2200 pkt.
Co prawda potem udało się nieco podnieść notowania, ale realną groźbą pozostaje przetestowanie ostatnich dołków. W przypadku WIG20 wsparcie jest na wysokości 2194 pkt (w cenach zamknięcia) i 2115 pkt (intraday). Gdyby zostało pokonane, mielibyśmy zapewne kolejną falę panicznej wyprzedaży.
Przyczyna paniki jest prosta. Są nią narastające obawy przed spowolnieniem gospodarczym na świecie, a w niektórych krajach nawet recesją. Już rano humory inwestorów psuło obniżenie prognoz globalnego wzrostu przez bank Morgan Stanley (z 4,2 do 3,9 proc. w tym roku, oraz z 4,5 do 3,8 proc. w przyszłym roku). W niedawnej analizie pisałem już, że tąpnięcia giełdowe takie jak to z ostatnich tygodni w przeszłości przepowiadały znaczne osłabienie także polskiej gospodarki.
Po południu obawy jeszcze wzrosły wraz z napływem danych z USA. Amerykański indeks koniunktury gospodarczej w regionie Filadelfii runął do – 30,7 pkt, podczas gdy eksperci oczekiwali odczytu rzędu + 3 pkt. To wartość najniższa od marca 2009 roku, czyli miesiąca, w którym na amerykańskim rynku akcji panowała jeszcze bessa. Lipcowa sprzedaż domów na rynku wtórnym w USA okazała się najmniejsza od listopada ub.r. (4,67 mln), a liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych powiększyła się do 408 tys. w minionym tygodniu.
Sytuacja na świecie wpływa także na polską gospodarkę. W lipcu produkcja przemysłowa w naszym kraju zmniejszyła się o 6 proc. względem czerwca, zaś rok do roku wzrost wyniósł już tylko 1,8 proc. BRE Bank przewiduje, że przyszłym roku wzrost polskiego PKB zwolni do 3,2 proc.