Analogicznie do meksykańskiej fali znanej ze stadionów piłkarskich giełdowi gracze tłumnie wyrazili swoją radość z podjętych działań, rzucając się do zakupu przecenionych w listopadzie akcji. Trzeba mieć mocne nerwy, żeby wytrzymać taką zmienność rynków. Niestety, nic nie wskazuje na to, żeby miało się to szybko zmienić. Podobnie jak stadionowe fale euforii, które następują cyklicznie, ale kończą się dość szybko, także ostatni wyskok może nagle stracić impet.

Jednak na razie indeksy akcji na świecie trzymają się zadziwiająco mocno. Nawet decyzje agencji ratingowych o obniżaniu ocen wiarygodności kredytowej nie były w stanie popsuć dobrej atmosfery na giełdach. Chociaż dla samych agencji musi to być frustrujące, że nikt już nie zwraca uwagi na ich zdanie, to jednak jest to pozytywny sygnał świadczący o tym, że inwestorzy przestali reagować na informacje, które nie wnoszą nic nowego. Podobny mechanizm zaczął działać w przypadku europejskich szczytów, które nie różnią się od siebie praktycznie niczym. Wprowadzenie kolejnych restrykcji związanych z dyscypliną fiskalną tuż po przegłosowaniu tzw. sześciopaku nie przynosi żadnego przełomu. Jak pokazały rynki w ubiegłą środę, inwestorzy reagują jedynie na silne bodźce. Podmiotami, które dysponują obecnie wystarczającą mocą, żeby zainicjować kolejną meksykańską falę na rynkach, są jedynie banki centralne. Było to widać zarówno w poprzednim tygodniu, jak i na początku września przy interwencji Banku Szwajcarii, nie wspominając o dwóch odsłonach luzowania ilościowego wprowadzonego przez Fed. Niestety, sposób, w jaki Europejski Bank Centralny angażowany jest w rozwiązanie problemów fiskalnych, jest na tyle mało przejrzysty, że trudno traktować tę instytucję jako mocne ogniwo. EBC nie kreuje rzeczywistości, on tylko reaguje na zmieniające się warunki. Z jednej strony zwiększa ilość obligacji skarbowych w swoich aktywach, a z drugiej przekonuje, że nie będzie wspierał państwowych budżetów na większą skalę. Wszyscy podkreślają, że gra toczy się o wiarygodność. Problem w tym, że moim zdaniem rynki zawsze będą bardziej ufać bankom centralnym niż rządom. Dlatego jeżeli obecny kryzys będzie narastał, EBC powinien pokazać, kto sprawuje kontrolę nad europejskimi finansami. Jeżeli tego nie zrobi, myślę, że Fed przejmie pałeczkę i przystąpi do drukowania pieniądza. Dopóki to nie nastąpi, musimy liczyć na to, że meksykańska fala z ubiegłego tygodnia zamieni się w rajd św. Mikołaja, a wzrost potrwa do końca roku. Dla WIG20 może to oznaczać atak na październikowe szczyty i wyjście powyżej 2400 pkt.