W przypadku głównych europejskich parkietów, które na otwarciu mocno wzrosły, ograniczyła się ona w zasadzie do pierwszej godziny notowań. Później indeksy te zaczęły się powoli osuwać.

Podobny schemat można było obserwować w przypadku notowań EUR/USD, ropy, złota czy miedzi. To niepokojący sygnał. Takie zachowanie sugeruje, że rynki są na tyle słabe lub też strach jest na tyle duży, że pozytywne informacje wywołują zaledwie chwilową poprawę.

Oczywiście trzeba też sobie zdawać sprawę, że zaproponowany w przypadku Hiszpanii model pomocy bankom nie jest najszczęśliwszy, gdyż pomoc odbywa się kosztem większego zadłużenia budżetu. Jednak po tak dużej przecenie, jakiej w maju doświadczyły rynki akcji, powinno to wystarczyć przynajmniej do wygenerowania kilkudniowego odbicia.

Poniedziałkowe zachowanie sugeruje, że z trzech głównych elementów ryzyka, czyli obaw o sytuację sektora bankowego w Hiszpanii, strachu przed ewentualnymi konsekwencjami wyjścia Grecji ze strefy euro oraz spowolnienia światowej gospodarki, czasowe wyeliminowanie jednego czynnika nie wystarczy do trwałej poprawy nastrojów. Pytanie, czy eliminacja dwóch czynników, co mogłoby mieć miejsce już w najbliższą niedzielę (wówczas w Grecji odbędą się ponownie wybory parlamentarne), wystarczy do trwalszej poprawy koniunktury? Teoretycznie powinno.

Warszawska giełda uniknęła w poniedziałek pułapki, w jaką wpadły parkiety w Paryżu i Frankfurcie, gdzie po wysokim otwarciu zostały wykreślone czarne dzienne świece. To już kolejna w ostatnich dniach sesja, gdy GPW pozytywnie wyróżnia się na tle innych rynków. To duży plus. Szczególnie jeżeli zestawi się to z wcześniejszym zwrotem z okolic psychologicznego poziomu 2000 pkt. Powrotu do 2400 pkt wprawdzie to nie zapowiada, ale już ruch w kierunku 2250 pkt jeszcze w wakacje jest prawdopodobny. Znacząco maleje też prawdopodobieństwo trwałego wybicia poniżej 2000 pkt.