Zakończony tydzień na rynkach akcji przykryły piątkowe spekulacje o programie stymulującym z Pekinu, ale uwadze inwestorów nie powinien przejść fakt, iż rozpoczęty właśnie sezon wyników będzie owocował dynamicznymi zwrotami i skokami zmienności. W istocie spadki, jakie stały się udziałem giełd w maju oraz czerwcowe odbicie wraz lipcowym cofnięciem zbudowały fundament daleko idącej niepewności, która sprzyja nerwowym reakcjom, zwłaszcza w zaczynającym się właśnie tygodniu.
Prosty fakt, iż na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy oczekiwania rynku wobec średniego wzrostu zysków spółek skupionych w indeksie S&P500 spadły z okolic 10 procent do blisko 5 procent wskazuje doskonale skalę pesymizmu. W istocie dynamiczna przecena surowców oraz recesyjne dane zarówno z Europy, jak i z USA – chociażby za sprawą indeksu ISM dla przemysłu – spowodowały, że Wall Street wchodzi w sezon wyników kwartalnych z przekonaniem o problemach spółek z przekroczeniem nisko postawionej poprzeczki. Nikt nie ma też wątpliwości, iż spółki nie będą stroniły od pesymistycznych prognoz na przyszłość.
Problem w tym, że znacząca większość spółek, która opublikowała już wyniki w USA, pobiła prognozy analityków. Skala pesymizmu wydaje się na tyle duża a przecena z poprzedniego tygodnia na tyle głęboka, że właściwie trudno oczekiwać od giełd poszerzenia pesymizmu. Co ważniejsze, dla wielu graczy już teraz część wycen amerykańskich spółek jest zwyczajnie niska i potencjalne przeceny po wynikach będą okazją do zwiększenia zaangażowania z przekonaniem, iż akcje kupuje się pod dobrą końcówkę roku.
Nie można mieć również wątpliwości, iż stale w grze będą spekulacje na temat przyszłych poczynań amerykańskiego banku centralnego. Widać, iż Wall Street chętnie rozgrywa lepsze od oczekiwań dane, jako wskazówkę o braku nowych programów stymulujących a słabsze, jako sygnał, iż Fed zostanie zmuszony do pomocy gospodarce. Nikt nie ma wątpliwości, iż dotychczasowe programy stymulujące – czy to Fed, czy Europejskiego Banku Centralnego – przynosiły poprawę giełdom na długie tygodnie.
W praktyce oznacza to, iż Wall Street i wszystkie rynki wpatrzone w zachowanie inwestorów amerykańskich będą dzieliły uwagę pomiędzy wyniki spółek a sygnały pozwalające oczekiwać czegoś, co symbolicznie nazywa się QE3, czyli trzecią falą luzowania ilościowego. Każdy sygnał przybliżający Fed do QE3 będzie podchwytywany. Z takiej mieszanki sprzecznych sygnałów rzadko buduje się trwały trend wzrostowy, więc trudno liczyć, by po sezonie wyników kwartalnych Wall Street znalazła się w punkcie szczególnie oddalonym od obecnych poziomów i zdobyła na kluczowe przesilenie.