To pierwsze takie oznaki słabości, od kiedy kontrolę nad Wall Street przejęły w czerwcu rynkowe byki. Wcześniejsze korekty spadkowe były płytsze i krótkotrwałe, a tymczasem obecne osłabienie trwa już przecież od połowy września, kiedy to S&P 500 po raz ostatni ustanowił szczyt fali zwyżkowej (1475 pkt w trakcie sesji). Najwyraźniej jednak daje o sobie znać tradycyjna jesienna słabość rynków akcji.

Niepokoić może również fakt, że indeks spadł poniżej szczytu z kwietnia br. (wczoraj próbował powrócić powyżej tego pułapu). Szczyt ten jest o tyle istotny, że jego pokonanie na początku września wywołało silny (choć krótkotrwały) impuls wzrostowy. Skoro ten impuls i pokonanie oporu zostały anulowane, to pesymiści mają powody do snucia scenariuszy głębszej przeceny. Zwłaszcza że osłabienie na Wall Street nadeszło mimo sezonu publikacji wyników spółek (wcześniej panowała opinia, że oczekiwania analityków odnośnie do zysków korporacji są na tyle niskie, że łatwo będzie przebić prognozy i tym samym będzie to stanowiło impuls do zwyżki kursów), a przede wszystkim mimo trwającej kolejnej rundy luzowania ilościowego (QE3) w wykonaniu Fed.

Nie wszystko jednak stracone. Choćby dlatego, że S&P 500 jest nadal powyżej pułapu 1400 pkt. Znaczenie tego psychologicznego poziomu potwierdza seria dołków intraday z przełomu sierpnia i września.