Po wybronieniu poziomu 2450 pkt byki jednoznacznie zaczęły kontrolować sytuację i indeks krajowych blue chips szybko zaczął odrabiać zniżki obserwowane w pierwszych dniach sierpnia ubiegłego roku. Wczoraj doszło nawet do zdobycia poziomu 2600 pkt, a zwyżki z ostatnich trzech dni zaczynają powoli przypominać euforyczne zakupy spóźnionych inwestorów, którzy na siłę chcą dołączyć do odjeżdżającego pociągu o nazwie hossa. Taki obrót spraw może budzić pewien niepokój, szczególnie jeżeli widzimy silne wykupienie rynku, które w każdej chwili prowadzić może do tak potrzebnej korekty i schłodzenia rynku. Niemniej w ostatnim czasie nie widać zakusów na jakikolwiek odpoczynek, najmniejsza chwila stabilizacji wykorzystywana jest do zakupów, a każdy pretekst do kupna jest dobry.
Trudno w takiej atmosferze o poważną korektę, szczególnie że wielkimi krokami zbliża się najpierw rozliczenie grudniowej serii kontraktów, a później koniec roku, z poprzedzającym go okresem płytkiego rynku podatnego na nawet najmniejsze pozytywne sygnały. Warto jednak zachować czujność i podnieść swoje zlecenia stop loss, które uchronić powinny od ewentualnego bolesnego spotkania z rzeczywistością. Z pewnością cieszyć się jednak należy z pozytywnego obrotu sprawy, który nadal każe z optymizmem patrzeć w przyszłość i jednoznacznie trzymać się trendu, który z męczącego bocznego zmienił się na wzrostowy. W tym okresie warto wszelkie obsunięcia rynku wykorzystywać do zakupów i doważania się na rynku akcji, który spogląda w przyszłość z optymizmem. Dzieje się tak, mimo że za sprawą wczorajszej nieco gorszej od oczekiwań publikacji dynamiki produkcji przemysłowej średnia zmiana produkcji za ostatnie trzy miesiące pierwszy raz od 2009 roku spadła poniżej zera.
Inwestorzy zdają się ignorować ten fakt i być może większą wagę przykładają do nieco wyprzedzających informacji dostarczanych przez wskaźnik PMI. Jego wzrost w listopadzie, trzeci raz z rzędu, spowodował, że średnie wskazanie za ostatnie trzy miesiące pierwszy raz od lutego 2009 roku ustabilizowało się na poziomie poniżej 50 pkt. To na razie za mało, by mówić o punkcie zwrotnym, ale rynek, jak widać, chce w niego wierzyć.