Przed zakończeniem roku trudno jest bowiem sobie wyobrazić większą korektę, gdyż nie leżałaby ona w niczyim interesie. Wiele osób jednak spodziewa się osłabienia trendu z początkiem roku przyszłego, co pozwoliłoby wychłodzić nieco rozgrzany rynek. Warto wszakże zaznaczyć, że na GPW zwyżka w drugim półroczu tego roku generowana była przez niewielką liczbę spółek i dość łatwo można sobie wyobrazić „pędzącą korektę", podczas której dotychczasowi liderzy będą odpoczywali, a spółki do tej pory pozostające w opozycji zaczną prezentować relatywną siłę.

Taka zmiana liderów byłaby spójna z rozpoczęciem nowego roku, kiedy fundusze inwestycyjne zaczną wyszukiwać nowe tematy do gry, a te zeszłoroczne mogą zostać uznane za przebrzmiałe. Jeżeli doszłoby do takiego przetasowania w portfelach, to ciężko może być o głębszą korektę, na którą obecnie wydaje się czekać wielu inwestorów. Bardzo często, gdy trend wzrostowy staje się oczywisty, na rynku się mówi, że rychło nadejdzie korekta, którą warto wykorzystać do zakupów. Owszem, ona może przyjść, ale jej forma oraz skala niekoniecznie musi być na tyle zauważalna, że spóźnialscy będą mogli spokojnie doważyć się w akcje. Nie od dziś obowiązuje bowiem termin odjeżdżającego pociągu, do którego później trudno się wsiada. Ten syndrom może sprawić, że aktualnie oczekujący z boku nie wytrzymają presji i zaczną kupować akcje mimo braku wyraźnej korekty, a ona nadejść może dopiero z końcem pierwszego kwartału roku przyszłego. Warto również zaznaczyć, że zgodnie z kontrarińskim podejściem całe pierwsze półrocze roku 2013 może prezentować się lepiej od drugiej połowy roku, kiedy już widoczne powinny być oznaki ożywienia w realnej gospodarce.

Ceny akcji nie zależą bowiem od absolutnego poziomu wzrostu gospodarczego, ale od dynamiki zmiany tegoż wzrostu. Jeżeli taka pozytywna tendencja pojawiłaby się na horyzoncie, to do życia mógłby wrócić wciąż słabo się zachowujący rynek szeroki, który w znacznej mierze uzależniony jest od kondycji krajowej gospodarki. Aby to się jednak stało, inwestorzy muszą uwierzyć w kontynuację wzrostów, co na rynek przyciągnęłoby tak potrzebny świeży kapitał. Dotychczas bowiem głównym rozgrywającym były zagraniczne fundusze i czas, aby krajowe pieniądze nieco śmielej udzieliły się na parkiecie, co zresztą zgodne byłoby z historyczną tendencją.