Tym bardziej że piątkowa i początek poniedziałkowej sesji wskazywały na to, że inwestorzy dość szybko zdołali otrząsnąć się po tej informacji, a indeksy w Stanach i niemiecki DAX zaatakowały niedawne szczyty. Uczestnicy rynku uznali najwyraźniej, że od pojawiających się od czasu do czasu zapowiedzi do rzeczywistego ograniczenia płynności w sektorze finansowym daleka droga. Jednak dość niejednoznaczne wyniki wyborów we Włoszech zmieniły sytuację. To drugie uderzenie, które wyzwoliło diametralną zmianę w obrazie poniedziałkowej sesji, może, moim zdaniem, pozostawić znacznie trwalszy uszczerbek na psychice inwestorów niż dywagacje przedstawicieli Fedu. Wydaje mi się, że strach o nawrót europejskiego kryzysu, jaki przeżywaliśmy wiosną ubiegłego roku, kiedy bankrutować miała Hiszpania, skutecznie i dość szybko zniweluje utrzymujące się na wysokich poziomach wskaźniki optymizmu. Gwałtownie rosnący wskaźnik zmienności VIX może być przykładem takiego właśnie trendu. Ryzyko inwestycyjne, o którego istnieniu wielu inwestorów zdążyło przez ostatnie pół roku zapomnieć, ponownie daje o sobie znać. Będziemy musieli do takiego stanu rzeczy przywyknąć w kolejnych miesiącach. Jednak w przeciwieństwie do sytuacji sprzed roku zakładam, że tym razem to ryzyko nie okaże się jednostronne i nie skieruje notowań giełdowych spółek tylko w dół. Bliższy jest mi scenariusz, który rozgrywał się w USA w pierwszej połowie 2011 r., kiedy amerykańskie indeksy od lutego do końca lipca znajdowały się w trendzie bocznym o zasięgu 5 proc. Oczywiście zakończenie tej konsolidacji okazało się mało przyjemne, gdyż przybrało postać krachu z sierpnia 2011 r. Jednak, mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej i polski rynek akcji zdoła, pod koniec roku, wybić się ponad poziom 50 tys. pkt, czyli przekroczyć szczyt z wiosny 2011 r. Dolnym ograniczeniem dla zakładanej przeze mnie konsolidacji powinien być poziom 200-sesyjnej średniej, która przebiega obecnie powyżej 43 tys. pkt. W międzyczasie informacje płynące ze światowych gospodarek, jak i ze spółek, mogą się przyczyniać do dużej zmienności, gdyż okres gospodarczej stagnacji raczej nie sprzyja jednoznacznym trendom. Być może kończymy już spadkową fazę cyklu koniunkturalnego, ale jeszcze nie rozpoczęliśmy procesu odbudowy.