Wysnuć z tego można wniosek, że o szybki powrót do trendu wzrostowego nie będzie łatwo i wcześniej zapewne czeka nas konsolidacja, z której wybicie może zwiastować powrót głównej wzrostowej tendencji. Aktualne poziomy WIG20 w okolicy 2400 pkt wydają się dogodnym miejscem do odpoczynku, gdyż wyznaczają one umowną górną granicę wcześniejszego trendu bocznego. Na rynku zapewne znaleźć będzie można siły, które bronić będą głównego trendu zwyżkowego, którego istnienie można by zacząć kwestionować w przypadku dalszego osuwania się głównego indeksu z obecnych poziomów. Niestety, nie można tego wykluczyć, bo na parkietach bazowych właśnie zagościła większa korekta. Co interesujące, i ona była spodziewana, o czym zresztą wspominałem przed dwoma tygodniami. Zaskakujący był tylko jej zapalnik w postaci protokołu ze styczniowego posiedzenia FOMC.

Późniejsze wyniki wyborów we Włoszech oraz słowa polityków amerykańskich o nieuchronności wejścia w życie automatycznych cięć wydatków z początkiem marca były już tylko wodą na młyn kontynuacji spadków. Na istotnym rynku eurodolara zakończyła się faza wzrostu zainicjowana jeszcze latem minionego roku słowami Mario Draghiego o chęci i możliwości ratowania integralności strefy euro. Rynek lubi żyć historiami i wiele wskazuje na to, że ponadpółroczna saga o potędze EBC poważnie zachwiana została przez „niepoprawny politycznie" wybór Włochów. Szybko umrzeć może również tegoroczna historia o „wielkiej rotacji" aktywów z obligacji do akcji, która o wiele większą modę zrobiła za oceanem niż w Polsce. W styczniu bowiem napływy do funduszy akcyjnych sięgnęły sześcioletniego maksimum, a analitycy prześcigali się w komentarzach o potrzebie realokacji kapitału z przewartościowanych obligacji do atrakcyjnych akcji. W dłuższym terminie taka strategia wydaje się zasadna, ale w krótkim okresie po raz kolejny sprawdzić może się stare giełdowe powiedzenie, że kapitał przeciętnego Kowalskiego wykorzystany został do domknięcia transakcji sprzedaży przez przewidujące korektę instytucje.