Warto więc wyrobić sobie ogólny pogląd na temat tego, w jakim punkcie cyklu koniunkturalnego jest światowa gospodarka, tak by nabrać pewnego dystansu względem bieżących odczytów. Jeśli spojrzymy na wykres jednej z najważniejszych miar koniunktury – rocznej dynamiki produkcji przemysłowej – to pogląd na sytuację stanie się nieco klarowniejszy. W długim okresie dynamika produkcji w skali świata jest ciągle w cyklicznej fazie spowolnienia. Początek tej fazy można datować na lato 2010 r., kiedy wskaźniki sięgnęły cyklicznego szczytu. Kluczem do przynajmniej częściowego wytłumaczenia różnic w stopach zwrotu z poszczególnych rynków akcji jest nie tyle to, że cykl koniunkturalny „rozjechał się" w poszczególnych krajach/regionach, ile raczej to, że inna jest jego siła. Po prostu w USA, gdzie indeksy giełdowe sięgają historycznych szczytów, faza spowolnienia ma obecnie bardzo łagodny charakter, podczas gdy np. w Europie okazała się głębsza (dotyczy to również polskiej gospodarki). Za oceanem dynamika produkcji jest ciągle parę procent powyżej zera. Niemniej w sytuacji, gdy w skali globalnej trwa faza spowolnienia, trudno byłoby traktować jako scenariusz bazowy prognozy mówiące, że dojdzie do załamania wzrostu. Wręcz przeciwnie, modelowo gospodarki powinny przejść niebawem do fazy ożywienia. A skoro tak, to hossy na rynkach akcji powinny nabrać trwalszego charakteru.