Na szczęście niewielka skala problemu – pakiet ratunkowy jest wart 10 mld euro – miała też niewielki wpływ na rynek surowców. Ceny tychże zareagowały na całą sytuację w sposób niemalże podręcznikowy. Przede wszystkim uwagę zwraca wzrost ceny złota, które w pierwszej połowie tygodnia zyskiwało nawet 3 proc. Ostatecznie w piątek było notowane po 1609 USD za uncję, czyli 1 proc. wyżej niż tydzień wcześniej.
Żółty kruszec jest jednak nadal o około 4 proc. tańszy niż na początku roku. Mniejszy apetyt na ryzyko przełożył się w przypadku innych metali na spadki cen. Najbardziej straciły cyna, ołów i miedź. Wygląda na to, że gorsze od oczekiwanego PMI w Chinach i strefie euro dodatkowo schłodziły nastroje. Cena ropy Brent spadła w ubiegłym tygodniu o 2 proc. Rynek surowców oczekuje wciąż na silniejszy impuls z gospodarki. Ich ceny pozostają daleko w tyle za cenami akcji. Podczas gdy indeks szerokiego rynku surowców RJ/CRB traci od początku roku ponad 6 proc., S&P500 zyskał 9,2 proc. i nawet Euro- Stoxx 50 urósł o 1,7 proc. Być może obserwujemy jednak już pierwsze przejawy poprawy koniunktury na tym rynku. W lutym po raz pierwszy od czterech miesięcy indeksowe fundusze surowców odnotowały napływy netto, co może oznaczać, że inwestorzy zaczynają postrzegać relatywnie niskie ceny surowców jako okazję.