Mam na myśli zmiany głębsze, dotyczące geograficznych kierunków inwestowania. W zasadzie mam na myśli powolny zanik podziału inwestycji według kryterium lokalizacji na mapie świata. Może mówi się teraz mniej o globalizacji niż przed upadkiem banku inwestycyjnego Lehman Brothers, nie oznacza to jednak, że straciła na znaczeniu. Po prostu przybrała nową formę.

Lata dziewięćdziesiąte ubiegłego stulecia to masowy ruch kapitału w stronę rynków wschodzących, którego nie powstrzymał nawet kryzys azjatycki z 1997 r. Na początku obecnego wieku ukuty zostaje termin BRIC dla oznaczenia krajów o największym potencjale. Wygląda jednak na to, że także właśnie wtedy petryfikacji uległo nieodpowiednie już dziś podejście do inwestowania. „Emerging markets" stały się osobną klasą aktywów, bardziej ryzykowną, ale także bardziej rentowną. Kapitał wędrował na rynki Rosji czy Brazylii, bo kraje te rozpoczynały marsz ku bogatym społeczeństwom konsumpcyjnym, a wiele krajów rozwijających się zostało znaczącymi eksporterami, nie tylko surowców.

Dziś większość inwestorów już zdała sobie sprawę bądź wkrótce to zrobi, że posiadanie siedziby na terenie danego kraju czy notowanie na tamtejszej giełdzie nie gwarantuje, że dane przedsiębiorstwo będzie beneficjentem szybkiego wzrostu gospodarczego. I vice versa, notowanie na giełdzie ulokowanej w kraju, którego średnioterminowy wzrost gospodarczy oscyluje wokół zera, nie skazuje danej spółki na dogorywanie. Liczy się bowiem, na jaki rynek dana firma ma ekspozycję, czyli gdzie sprzedaje swoje produkty. Rzut oka na wykres ceny akcji Bayerische Motoren Werke uświadamia, na czym polega to zjawisko. Globalny popyt na auta luksusowe uniezależnił notowania tej spółki od niemieckiej koniunktury.

Publikacja ostatniego Markit-HSBC PMI dla Chin dobrze ilustruje, co teraz liczy się coraz bardziej. Spadek wskaźnika wyprzedzającego, silniejszy od oczekiwań, przyczynił się do spadku notowań wielu japońskich firm operujących w Chinach, ale spółka Murata Manufacturing Co. zyskała 3,8 proc. Jest ona bowiem dostawcą Apple, który z kolei opublikował kwartalne wyniki lepsze od oczekiwanych. Coraz bardziej globalny rynek akcji będzie zapewne przypominał rynek krajowy, gdzie w ramach ruchów indeksów śledzone są fundamentalne przesłanki zmian cen poszczególnych akcji. „Value investing" stopniowo wypiera inwestowanie indeksowe, dywersyfikacja branżowa wyprze dywersyfikację geograficzną. To dobrze. Kierowanie się fundamentalną oceną spółek zmniejsza szanse na nieprowadzące do niczego dobrego napady owczego pędu, tak charakterystyczne dla rynków finansowych w ostatnich latach.