Niestety, jedna zupełnie nietrafiona rządowa decyzja potrafiła wyhamować wzrosty i wystraszyć inwestorów, którzy to zmobilizowani do cięcia strat, zdecydowali się wyprzedawać posiadane akcje. Takim sposobem obroty na warszawskim rynku przekroczyły 1,9 mld zł. Skalę wyprzedaży najlepiej oddaje fakt, że w wakacje trudno było nawet o 700 mln zł.
Choć każdy z nich spodziewał się takiego scenariusza, to jednak wielu zaskoczyła skala spadków. Wczoraj WIG był najsłabszy na świecie, a dziś radził sobie jeszcze gorzej. Tylko w ciągu dwóch dni indeks szerokiego rynku spadł o 6,5 proc., a więc w ciągu kilkunastu godzin ubyło nam dwie trzecie wakacyjnej zwyżki. Gdyby nie ten lokalny czynnik, pewnie podobnie jak zachodnie rynki, indeks znów zakończyłby notowania nad kreską.
Wobec tąpnięcia indeksu, niedawne zapewnienia analityków o długotrwałej hossie na warszawskiej parkiecie, wymagają korekty. Część z nich już teraz mówi, że Rada Ministrów podejmując decyzje o zmianach w OFE, ukarała - jednak nie do końca winnych stanu polskich finansów publicznych - inwestorów. Nie jest dobrze. Wyceny spadają, portfele warszawskich graczy stają się coraz lżejsze. Być może za jakiś czas znowu przybędzie w nich kapitału, a zyskają na tym ci inwestorzy, którzy kupili papiery po niższej wartości. Ale trudno dziś o optymistów. To zupełnie jakby po przegranej na ringu zapytać boksera na kiedy ustawić kolejną walkę...