W takiej sytuacji na najbliższe tygodnie można snuć dwa warianty rozwoju sytuacji, oparte na tej obserwacji. Pierwszy, pesymistyczny – oznacza, że potencjał zwyżkowy jest już bardzo ograniczony i rynek wyraźnie się odbije od tej bariery. Drugi, optymistyczny – na fali rosnącego zaufania do gospodarek dojdzie do pokonania tego oporu i przyspieszenia ruchu w górę. W tym wypadku doszłoby do przebicia górki z 2007 r. i zwyżki z obecnych poziomów o wysokie kilkanaście procent. W takim wariancie, jak najbardziej możliwym do wyobrażenia, nasza giełda nie otarłaby się jeszcze o swój historyczny rekord, ale na pewno dałaby powody do nasilonej dyskusji na temat tego, kiedy się to stanie. Główny powód, dla którego można myśleć o pokaźnych zwyżkach na parkietach, to postępujące ożywienie gospodarcze, ale nie do przecenienia jest klimat, jaki wokół inwestycji giełdowych zbudował się w ostatnich tygodniach i miesiącach. Brak większej i trwalszej reakcji na rysujące się zagrożenia dla przyszłej koniunktury gospodarczej i rynkowej (problemy budżetowe USA, spowolnienie na emerging markets, ograniczenie skupu aktywów) może w perspektywie najbliższych kilku miesięcy stworzyć wrażenie, że „nic" już nie jest w stanie zatrzymać ruchu w górę. W efekcie systematyczne zwyżki doprowadziłyby do euforycznych zachowań inwestorów. Na razie wciąż jeszcze trudno o nich mówić. Najnowsza ankieta Investors Intelligence wykazała 42,3 proc. byków i 21,6 proc. niedźwiedzi, zaangażowanie w akcje inwestorów stosujących taktykę aktywnej zmiany alokacji sięga w USA 82 proc., więc jest wysokie, ale nie skrajnie.

Trudno mówić o perspektywie pokaźnych wzrostów w kontekście wycen i dynamiki wzrostu zysków. Globalny rynek akcji jest dziś wyceniany przy wskaźniku cena/zysk przekraczającym 17, a przy przewidywanych zyskach w perspektywie 12 miesięcy jest to nieco ponad 14. Na emerging markets jest to odpowiednio przeszło 12 i blisko 11. W Europie i Polsce analogiczne wskaźniki wyglądają podobnie – około 20 i około 14. Gdyby zatem spełniły się oczekiwania na znaczący ruch w górę na giełdach, to wskaźniki oparte na prognozowanych zyskach sięgnęłyby około 16,5. W porównaniu z rentownością obligacji to wciąż oznaczałoby atrakcyjny poziom rentowności akcji (ok. 6 proc.), ale trudno byłoby go uzasadniać potencjałem wzrostu zysków. Na „zdrowym" wzrostowym rynku w sytuacji, gdy wskaźniki nie są mocno niedoszacowane, cena/zysk nie powinien być wyższy niż możliwe do uzyskania tempo wzrostu zysków. Tyle tylko że już w ten rok wchodziliśmy ze współczynnikami wyższymi niż przewidywane tempo wzrostu zysków, a mimo to giełdy są od końca 2012 r. na mocnych plusach. To jednak tylko pokazuje, jak bardzo „rynkowe", a nie „fundamentalne" są podstawy trwających wzrostów, co na dłuższą metę jest niekorzystnym zjawiskiem, ale w średnim okresie zwiększa łatwość zwyżek kursów.