Powodów do obaw nie brakuje. Powracają niepokoje związane z bardzo niestabilną sytuacją polityczną w Grecji, gdzie skrajnie antyunijna Syriza ma realne szanse na zwycięstwo w nowo rozpisanych wyborach. Sytuacja gospodarcza w strefie euro daleka jest od satysfakcjonującej. Wzrostu gospodarczego w zasadzie nie ma (w trzecim kwartale PKB wzrósł o 0,8 proc.), a nad gospodarkami wisi widmo deflacji (inflacja CPI -0,2 proc.). W tej sytuacji powszechne jest oczekiwanie, że EBC uruchomi poszerzony program skupu obligacji rządowych (QE) – mówi się o kwocie przekraczającej 500 mld euro. Swoje dokłada też wciąż pogarszająca się kondycja rosyjskiej gospodarki (w 2015 r. oczekuje się spadku PKB o ponad 5 proc.).
Na drugim biegunie bardzo pozytywnie rysuje się obraz gospodarki amerykańskiej, gdzie niemal wszystkie wskaźniki pozytywnie zaskakują, a skuteczne wspomaganie ilościowe jest wygaszane. Efekt jest bardzo czytelny – w USA trwa hossa na akcjach (w zeszłym roku indeks S&P wzrósł o blisko 13 proc.), a w ostatnich miesiącach bardzo dynamicznie umacnia się dolar. Euro jest najsłabsze w relacji do dolara od 2003 r. i spadło w okolice 1,16 EUR/ USD. W tym otoczeniu traci również złoty, który osiągnął poziom z kryzysowego 2009 r. (USD/PLN 3,73).
Awersja do ryzyka widoczna jest poprzez spadające rentowności obligacji. Po raz pierwszy rentowność pięcioletnich obligacji skarbowych Niemiec spadła poniżej zera, a w gronie podobnych krajów są jeszcze Austria, Finlandia, Holandia i Dania. Decyzja Narodowego Banku Szwajcarii o uwolnieniu kursu franka dodatkowo osłabiła euro, a obniżka stóp do poziomu -0,75 proc. wywindowała ceny obligacji (10-letnie obligacje rządu Szwajcarii mają ujemną rentowność).
Najbliższe miesiące mogą się jednak okazać przełomowe dla Europy. Słabe euro będzie bodźcem dla eksporterów i spowoduje wzrost konkurencyjności gospodarek. Europa jako tradycyjny importer surowców skorzysta też na taniejących surowcach. Oczekiwane QE będzie dalej wywierać presję na euro, co powinno wywindować ceny akcji w górę. Taki scenariusz dyskontuje już niemiecki DAX, który z impetem przebił poziom 10 tys. i znajduje się na historycznych maksimach. Niemcy jako największy europejski eksporter i lokomotywa napędzająca unijną gospodarkę niewątpliwie korzystają na tej sytuacji, ale też polska gospodarka powinna na tym zyskać.