Od początku dnia zarówno w Warszawie, jak i na innych europejskich parkietach dominowała podaż. WIG20 już na starcie stracił ponad 1 proc. Po trzech godzinach handlu indeks największych spółek był 1,5 proc. pod kreską. Tym samym niebezpiecznie zbliżył się do kolejnego ważnego poziomu 1650 pkt. Mało kto wierzył, że może dojść do jakiegoś odbicie, tym bardziej, że w Niemczech czy też we Francji spadki przekraczały 3 proc. A jednak, nasz rynek zaskoczył. Mniej więcej od godz. 14 na dobre zaczęło się odrabianie strat. Atak popytu był niezwykle okazały. Indeks największych spółek zaczął tracić „tylko" 0,5 proc. Co więksi optymiści z pewnością uwierzyli, że możemy wyjść jeszcze na plusie. I rzeczywiście tak się stało. O godz. 15 WIG20 zyskiwał już 0,7 proc. Nieznaczną poprawę widać także na innych europejskich parkietach, chociaż w ich przypadku nadal dominuje kolor czerwony. DAX traci około 2 proc., CAC40 około 2,5 proc. Na minusie są także kontrakty na amerykańskie indeksy, które tracą 1,5 proc.

Niesamowity zwrot, jaki wykonał nasz rynek pozwala wierzyć, że dzisiejsza sesja zakończy się jednak wzrostami. Rynkowi pomogła deklaracja ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego o nie zmienianiu w najbliższym czasie zmieniać zasad polityki dywidendowej spółek energetycznych. Efekt? PGE drożeje o 2,7 proc., Energa o 3 proc., Enea o 2,5 proc.