Tym razem głównym powodem strachu jest zbliżające się referendum dotyczące Brexitu, ale dokładnie rok temu żyliśmy podobnym problemem związanym z głosowaniem w Grecji. Wcześniej była sprawa rosyjskich sankcji i potencjalnej secesji Szkocji, a potem problem z falą imigrantów oraz ataki terrorystyczne w Paryżu i Brukseli. Za każdym razem rynkowy strach okazywał się nie do końca uzasadniony i indeksy wracały do punktu wyjścia, ewentualnie rynkowe „oko Saurona" zwracało się w innym kierunku, np. Chin.

Tym razem może być podobnie, choć w wypadku wygranej zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii pierwsza reakcja rynków powinna bardzo szybko sprowadzić główne europejskie indeksy do poziomów o kilka procent niższych, co oznaczałoby, nie mniej, ni więcej, tylko testowanie lutowych dołków. I to wszystko jeszcze w czerwcu. Trzeba przyznać, że byłoby to „niezwykłe" dokonanie rynków akcji w Europie, czyli obrona niedawnych wsparć, w tym samym miesiącu, gdy indeks S&P500 (licząc z dywidendami) zdołał ustanowić nowy rekord, podążając zresztą drogą wyznaczoną przez wskaźnik reprezentujący małe spółki w Niemczech. W przypadku pozytywnego rozstrzygnięcia referendum (bez Brexitu) fala odreagowania może zniwelować negatywny wydźwięk ostatnich sesji na europejskich parkietach.

Choć dostępne sondaże nadal sugerują, że ta rozgrywka przypomina rzut monetą, to jednak dzięki tygodniowym spadkom, przynajmniej wyrównały się nieco szale na wadze oczekiwanych (w rezultacie dokonanego przez Wyspiarzy wyboru) zwyżek i spadków. Niestety, dla naszego kraju, Polska zaraz po pierwszej wygranej na Euro 2016 (z częścią Zjednoczonego Królestwa) została okrzyknięta jednym z krajów najbardziej narażonych na negatywne skutki rozwodu Londynu z Brukselą. Stąd słabość krajowej waluty, akcji i obligacji.

Udział Wielkiej Brytanii w naszym eksporcie jest na tyle istotny, że wzrost ceł może mieć większe konsekwencje niż sankcje ze strony Rosji. Jednak w przypadku podnoszonego problemu z transferem środków od mieszkających w Londynie emigrantów oraz wielką dziurą w unijnym budżecie, bym nie przesadzał. Nawet, jeśli unijny budżet będzie nieco ogołocony, nadal będziemy jego głównym beneficjentem, chyba że Unia nie przetrwa.