Przyjęło się uważać, że polityka przyszłego prezydenta USA będzie proinflacyjna. Czy tak będzie do końca nie wiemy, ale na tym założeniu bazuje wielki rynkowy chaos, który zapanował na parkietach. Często zachowanie niektórych aktywów jest ze sobą wręcz sprzeczne. Przykładowo mimo rosnących oczekiwań na zwyżkę inflacji, tanieje złoto, czyli zabezpieczenie przed wzrostem cen. Wsparciem dla ceny kruszcu nie jest nawet spora polityczna niepewność jaka zapanowała na świecie. Tymczasem cena miedzi utrzymuje się na bardzo wysokich poziomach, mimo że jednocześnie umacnia się dolar. Z kolei siła amerykańskiej waluty nie przeszkadza we zwyżkach cen amerykańskich akcji, szczególnie mniejszych spółek oraz sektorów, które mają korzystać na polityce Republikanów, czyli bankach, przedsiębiorstwach przemysłowych czy ochrony zdrowia. Z kolei od piątku pod silną presją spadkową znalazły się giełdy rynków rozwijających się. W Azji inwestorzy zaczęli obawiać się wzrostu protekcjonizmu, a w innych regionach głównym problemem jest rosnący koszt dolarowego finansowania (wzrost rynkowych stóp procentowych oraz umocnienie amerykańskiej waluty). W konsekwencji indeks MSCI Emerging Markets w piątek zniżkował o 2,9% i przełamał istotne wsparcie. Dzisiaj kontynuował marsz na południe i pociągnął za sobą GPW.

Polskie spółki w praktyce nie są zbytnio wystawione na drożejący dług dolarowy, ale złoty na dniach i tak silnie się osłabił. To w połączeniu z gorszym sentymentem wokół rynków wschodzących odbiło się negatywnym echem również w Warszawie. W konsekwencji dzisiejsza sesja przebiegała pod znakiem dość jednokierunkowego spadkowego zachowania. Zniżkowały akcje większości spółek, ale przede wszystkim tych średnich oraz dużych. Indeks WIG20 stracił aż 2,4% i wrócił do punktu wyjścia, czyli okolic otwarcia w powyborczą środę. Można powiedzieć, że po chwilowym zauroczeniu Donaldem Trumpem wróciła bardziej racjonalna ocena sytuacji, choć wciąż ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, jakim prezydentem będzie niedawny celebryta.

Łukasz Bugaj, CFA