Spokój został zmącony przez zmianę retoryki światowych banków centralnych na bardziej jastrzębią, a przynajmniej tak zinterpretowały to rynki finansowe. Na konferencji w Sintrze prezes Europejskiego Banku Centralnego podkreślił swą wiarę w ożywienie gospodarcze w strefie euro oraz w zastąpienie ryzyka deflacyjnego przez czynniki relacyjne. Taka wypowiedź jednego z głównych obrońców programu luzowania ilościowego zdecydowanie przybliża nas do rozpoczęcia ograniczania stymulacji przez EBC.
Swoje trzy grosze dorzucił dwa dni później Bank Anglii, gdzie rozkład głosów przesuwa się w kierunku podwyżki stop procentowych. Dodając do tego towarzystwa Fed, który już od dłuższego czasu jest w cyklu zacieśniania, a zaczął też rozważać rozpoczęcie procesu zmniejszania swojego bilansu już przed końcem 2017 r., otrzymaliśmy mieszankę, która obudziła rynki z letargu. O ile indeksy giełdowe pozostały na wysokich poziomach bliskich tegorocznym maksimom, o tyle rynek papierów skarbowych zareagował bardzo nerwowo. Rentowności amerykańskich obligacji 10-letnich wzrosły o 20 pkt bazowych, a ich niemieckich odpowiedników o 25 pkt baz. i właśnie przełamały dość istotny poziom 0,50 proc., otwierając sobie drogę na jeszcze wyższe pułapy. Taki rozwój sytuacji zdecydowanie nie sprzyja rynkom Europy Środkowo-Wschodniej (Polska, Węgry, Rumunia), gdzie rentowności na długim końcu urosły o 20–40 pkt bazowych.