Popyt zaatakował już na starcie. WIG20 w pierwszych minutach handlu zyskiwał około 0,5 proc. To była jednak tylko przygrywka do dalszych wydarzeń. Po godzinie od rozpoczęcia notowań indeks największych spółek zyskiwał ponad 2 proc., przebijając lokalny szczyt z ubiegłego tygodnia. Wydawało się, że atak na coraz wyższe poziomy jest tylko kwestią czasu, tym bardziej że znowu sprzyjało otoczenie. Ponad 3 proc. rósł m.in. węgierski BUX. Również największe rynki notowały solidne zwyżki. Niemiecki DAX zyskiwał około 2,5 proc.
Europa się rozpędzała, a tymczasem u nas mniej więcej w połowie sesji z byków zaczęło uchodzić powietrze. WIG20, zamiast atakować wyższe poziomy, wyhamował. Skala zwyżek stopniała do 1,8 proc.
Warto zwrócić uwagę, że zbiegło się to w czasie z ruchami na rynku walutowym. O ile bowiem rano złoty wyraźnie zyskiwał – w pewnym momencie za euro trzeba było płacić około 4,37 zł – o tyle później siły się odwróciły. Notowania pary EUR/PLN znalazły się powyżej 4,40.
Warszawska giełda nie wróciła niestety już do poziomów sprzed południa. Nie było w stanie tego zmienić nawet udane otwarcie notowań w Stanach Zjednoczonych. WIG20 ostatecznie zyskał 1,76 proc. Mały niedosyt pozostał.