Chociaż w naszych analizach zazwyczaj koncentrujemy uwagę na dłuższym horyzoncie inwestycyjnym, to jednak warto też mieć pewien pogląd na bieżącą sytuację. Postanowiliśmy tym razem się zastanowić, jakie są szanse i zagrożenia dla cen akcji w ostatnich tygodniach tego roku.
Sezonowość sprzyja
Końcówka roku ma to do siebie, że według historycznych statystyk jest to raczej udany sezon. W zbadanym przez nas okresie od początku lat 90. ubiegłego wieku listopad i grudzień należały – obok kwietnia – do miesięcy o największym prawdopodobieństwie zwyżki S&P 500. Wynosiło ono 73 proc. w przypadku listopada i 77 proc. w przypadku grudnia. Uwagę zwraca jednocześnie fakt, że prawdopodobieństwo to było wyraźnie wyższe niż w okresie czerwiec–wrzesień, który zgodnie z tradycyjnym giełdowym powiedzeniem „sell in May" (sprzedaj w maju i – w domyśle – odkup po Halloween) cechują się relatywnie niskimi szansami wzrostu amerykańskiego indeksu, niewiele przekraczającymi prawdopodobieństwo wynikające z przysłowiowego rzutu kostką.
Oczywiście korzystna listopadowo-grudniowa sezonowość nie działa na zasadzie pewności. 73–77 proc. szans to ciągle nie 100 proc., więc zawsze istnieje pewna przestrzeń do przykrych niespodzianek. Ale jest bez wątpienia jeden z pozytywnych elementów.
Miała być druga (wtórna) fala spadkowa po krachu – i... była
Na początku kwietnia, tuż po marcowym koronakrachu zaprezentowaliśmy proste zestawienie załamania na GPW z poprzednimi dwoma bardzo podobnymi epizodami z przeszłości, czyli krachami z lat 2008 (po upadku Lehman Brothers) i z 1998 (bankructwo Rosji na skutek niskich cen ropy naftowej). Nałożenie na siebie tych gwałtownych fal przeceny prowadziło wtedy do dwóch wniosków: (a) na koniec tego roku WIG według historycznych analogii powinien być jakieś 50–60 proc. wyżej niż w dołku krachu, (b) po drodze bardzo prawdopodobne są dość głębokie korekty spadkowe, a nawet przejściowe pogłębienie dołka jak w 2009 roku.