W czwartek odbędzie się posiedzenie krajów OPEC oraz innych państw wydobywających ropę naftową. Mowa będzie głównie o przedłużeniu ograniczenia produkcji. Od tego będzie zależała cena surowca na światowych rynkach, ale wcale nie jest powiedziane, że czeka nas natychmiastowa jej zwyżka.
Zawieruchy polityczne
Zdaniem analityków decyzja o ograniczeniu surowca jest już niemal przesądzona. Co więcej, redukcja wydobycia ma być wyższa, a także ma obowiązywać, nie jak wcześniej zapowiadano do końca roku, ale aż do końca marca 2018 r. Cena ropy Brent od majowych minimów, a więc w niecałe trzy tygodnie, urosła już o ponad 11 proc., do około 54,29 dol. za baryłkę. Jeszcze mocniej zdrożała ropa WTI, o ponad 15 proc., do 51,38 dol. za baryłkę.
– Powodem tak gwałtownego odbicia są doniesienia ze strony OPEC, które zwiększyły oczekiwania przed zaplanowanym na czwartek spotkaniem państw kartelu – wyjaśnia Kamil Maliszewski, analityk DM mBanku. – Ropa wydaje się więc obecnie silnie wsparta zapowiedziami dłuższego obowiązywania limitów wydobycia, niż wcześniej przypuszczano oraz wynikiem wyborów w Iranie, gdzie prezydent Rouhani zwyciężył w I turze – twierdzi Maliszewski. Jak przyznaje, w II turze Rouhani mógł spotkać zdecydowanie bardziej niechętnego zachodowi konkurenta, co zwiększałoby ryzyko ponownego nałożenia sankcji na Iran. – Wzrost oczekiwań przed czwartkowym spotkaniem OPEC powoduje, że pojawia się przestrzeń do rozczarowania, szczególnie jeżeli cele nie okażą się dostatecznie ambitne – zauważa analityk. – Dodatkowym argumentem za wzrostem cen w najbliższych tygodniach wydają się problemy Wenezueli, gdzie zapaść gospodarcza i protesty powodują problemy z utrzymaniem wydobycia – zaznacza Maliszewski. Jak twierdzi, szybki wzrost cen spowoduje powrót na rynek ropy łupkowej z USA, jednak obecnie można przypuszczać, że poziom zapasów w kolejnych miesiącach powinien spadać w skali globalnej, co będzie wywierało dalszą presję na wzrost cen WTI w stronę 55 dol. za baryłkę.