Ropa naftowa udanie zaczęła nowy tydzień. Po południu w poniedziałek drożała o ponad 1 proc. Tylko w niewielkiej części udało jej się jednak zatrzeć złe wrażenie z ostatnich tygodni. Od pewnego czasu na tym rynku dominują bowiem niedźwiedzie. Wystarczy powiedzieć, że od początku roku czarne złoto zostało przecenione o ponad 10 proc. W efekcie baryłka ropy WTI kosztuje obecnie około 46 dolarów, zaś Brent niecałe 49 dolarów. Czy jest szansa na to, aby byki wróciły jednak do gry i wywindowały ceny na wyższe poziomy?
Niedźwiedzie mają sporo argumentów
– Po kolejnym już fatalnym tygodniu na rynku ropy naftowej notowania tego surowca wyhamowały spadki. Już piątkowa sesja zakończyła się delikatnym wzrostem. W przypadku ropy naftowej WTI taka sytuacja jest uzasadniona technicznie: w ubiegłym tygodniu notowania tego gatunku ropy dotarły do technicznego wsparcia w okolicach 45,50 dolara za baryłkę, co zatrzymało podaż. W rezultacie, w krótkoterminowej perspektywie, możliwe jest delikatne odbicie cen w górę, jednak długoterminowa sytuacja na rynku ropy naftowej prezentuje się mniej kolorowo – mówi Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ.
Technika bowiem to jedno. Czym innym jest sytuacja fundamentalna na tym rynku. Ta faworyzuje jednak niedźwiedzi. – Z fundamentalnego punktu widzenia notowania ropy naftowej nie mają obecnie zbyt mocnych powodów do powrotu do zwyżek. W piątek firma Baker Hughes podała, że w minionym tygodniu liczba funkcjonujących wiertni w Stanach Zjednoczonych wzrosła o 8 do 741, najwyższego od kwietnia 2015 r. Tym samym produkcja ropy naftowej w USA nadal rośnie, obecnie oscylując w okolicach 9,3 mln baryłek dziennie, a według Departamentu Energii już w przyszłym roku może ona przekroczyć 10 mln baryłek dziennie. Wzrost produkcji ropy naftowej w USA w pewnym stopniu niweluje starania OPEC związane z cięciami wydobycia w kartelu i w rezultacie wsparcia cen ropy naftowej. Niemniej, w niedzielę minister ds. energii w Rosji Aleksander Nowak ocenił, że rewizja dotychczasowych założeń porozumienia OPEC (do którego dołączyły także Rosja i kilka innych krajów spoza kartelu) nie jest na razie potrzebna. W podobnym tonie wypowiadał się w ostatnich dniach minister energii Arabii Saudyjskiej Khalid al-Falih – podkreśla Sierakowska.
Argumentem przemawiającym za wzrostem cen ropy nie okazało się także napięcie geopolityczne na Bliskim Wschodzie. Ceny ropy naftowej wróciły do poziomów sprzed spotkania OPEC, ponieważ obawy przed zwiększoną podażą przeważyły nad wpływem nasilającego się napięcia geopolitycznego na Bliskim Wschodzie. Kryzys wokół Kataru po raz kolejny pokazał głębokie różnice dzielące producentów ropy (należy przy tym podkreślić rolę Arabii Saudyjskiej w tym kryzysie) oraz konflikt interesów takich potęg jak USA z jednej strony oraz Iran i Rosja z drugiej. W krótkim okresie kryzys wokół Kataru jest także postrzegany jako negatywny dla notowań ropy, ponieważ może utrudnić wdrażanie najnowszego porozumienia OPEC dotyczącego przedłużenia cięć produkcji do marca. Jednak w pewnym momencie zaogniający się konflikt w regionie może zacząć wspierać ceny ropy naftowej, ponieważ może oznaczać potencjalne przerwy w produkcji surowca. Na razie jednak obawy przed brakiem wdrożenia porozumienia o cięciach w produkcji są wyższe niż niepokoje dotyczące potencjalnych konsekwencji konfliktu. – Fakt jest taki, że na rynku jest obecnie mnóstwo surowca, a zapasy stale rosną – mówi Ole Hansen, szef działu strategii rynków towarowych w Saxo Banku. Jednocześnie zaznacza, że i potencjał do dalszych spadków jest już ograniczony.