Imponujący rajd ropy naftowej w końcu został zatrzymany. W ubiegłym tygodniu ceny czarnego złota poszły w dół, a i początek nowego tygodnia na tym rynku należał do sprzedających. Cena ropy typu WTI spadła w okolice 67 dol. za baryłkę, natomiast ropa Brent oscylowała przy poziomie 76 dol. Czy to tylko korekta, czy też początek głębszej przeceny?
Produkcja rośnie
Pretekstem do przeceny ropy stała się informacja o tym, że zarówno Arabia Saudyjska, jak i Rosja w II połowie roku mogą zwiększyć wydobycie surowca, co miałoby zrekompensować spadek produkcji w Wenezueli, która boryka się z problemami gospodarczymi, oraz w Iranie, na którego mają być nałożone amerykańskie sankcje.
– Taka retoryka istotnie negatywnie wpływa na ceny ropy naftowej, ponieważ to właśnie ograniczenie produkcji na podstawie porozumienia naftowego było jedną z kluczowych przyczyn wcześniejszych zwyżek cen ropy – twierdzi Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ. Jej zdaniem nie bez znaczenia jest także to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych.
– Systematycznie rosnąca produkcja ropy naftowej w USA podawała w wątpliwość zasadność dalszych zwyżek. W miniony piątek firma Baker Hughes podała, że w minionym tygodniu liczba funkcjonujących wiertni ropy naftowej w USA wzrosła aż o 15 do 859, poziomu najwyższego od 2015 r. Dalszy, i to znaczący, wzrost liczby punktów wydobycia ropy w tym kraju pokazuje, że amerykańska produkcja ropy naftowej będzie nadal rosła. Już teraz wynosi ona nieco ponad 10,7 mln baryłek dziennie, a więc zbliża się do lidera rynku: Rosji, produkującej ok. 11 mln baryłek ropy dziennie – zwraca uwagę Sierakowska.
Czekając na OPEC
Jaka więc przyszłość czeka ropę? Duży wpływ na jej cenę będzie miało zapowiedziane na czerwiec spotkanie krajów należących do OPEC.