– Prawdą jest, że para EUR/PLN w czerwcu znalazła się najniżej od 10 miesięcy. Tak samo prawdą jest, że jest to zaledwie pół grosza niżej od poprzedniego dołka z końca stycznia i mniej niż 1 proc. od średniej za ostatnie 100 dni (około 4,29). W związku z powyższym nie uważam, aby ze złotym działo się coś niezwykłego i z ostatniego umocnienia nie robiłbym sensacji – mówi Białas.
Jak dodaje, sceptycznie podchodzi do ewentualnego mocniejszego umocnienia złotego.
– Gołębi Fed obudził apetyt na aktywa rynków wschodzących, ale na słabości dolara więcej skorzystają rynki wschodzące mocniej związane z dolarem, tj. waluty azjatyckie i latynoamerykańskie. Dla Polski i złotego ważniejsza jest sytuacja w strefie euro, a tutaj mamy niewyraźne odczyty PMI i gołębie tony wysłane w ubiegłym tygodniu przez szefa EBC. Gołębi EBC oznacza gołębi NBP i rynek stopy procentowej będzie negatywnie oddziaływał na złotego. To też czyni złotego i waluty regionu bardziej wrażliwe na ryzyka zewnętrzne i czynniki geopolityczne, których nie brakuje. W przeciwnym scenariuszu przyszłość złotego wcale nie wygląda dużo lepiej, gdyż przy większym apetycie na ryzyko złoty paradoksalnie może nawet tracić, jeśli będzie wykorzystywany jako waluta finansująca carry trade, np. na rzecz rubla rosyjskiego lub liry tureckiej – podkreśla przedstawiciel TMS Brokers. – Oczywiście nie można wykluczyć, że przy kolejnym zrywie EUR/USD w górę EUR/PLN znajdzie się grosz niżej i przy 4,24 idealnie będzie pasować pod hasła „Złoty najsilniejszy od ponad roku", mimo że kurs zmieni się o mniej niż 0,3 proc. – kończy Białas.