– Niewykluczone, że rozmowy zostaną sfinalizowane w tym roku – mówi. Dodaje, że do Bomi sieci same się zgłaszają z propozycją współpracy. – Szczególnie te mniejsze, liczące od kilku do kilkudziesięciu sklepów – twierdzi. Tymczasem na rynku pojawiają się głosy, że samo Bomi jest łakomym kąskiem do przejęcia. – Nie prowadzimy rozmów z żadnym inwestorem w sprawie objęcia naszych udziałów – mówi jednak prezes.
W tym roku Bomi zamierza zainwestować w sumie 54 mln zł. Z tego ponad 10 mln zł pochłonie rozwój sieci franczyzowej. Do końca grudnia ma się ona powiększyć o 150 placówek. Najpierw giełdowa spółka zamierza podpisywać z franczyzobiorcami kilkuletnie umowy. – Niewykluczone, że po jakimś czasie, kiedy obie strony dobrze się poznają, nawiążemy z nimi współpracę kapitałową – dodaje szef Bomi. Nie kryje, że spółka odczuła spowolnienie gospodarcze. – Jest mniej zakupów impulsowych – mówi.
Kryzys spowodował, że Bomi na razie zawiesza plany ekspansji zagranicznej. – Obecnie rynek wewnętrzny jest tak nieprzewidywalny, że żaden rozsądny przedsiębiorca nie będzie wychodził za granicę – tłumaczy prezes. Bomi jest jedną z nielicznych spółek, które w tym roku podały prognozy wyników. Zakładają, one, że grupa zarobi na czysto 43,8 mln zł, przy przychodach ze sprzedaży przekraczających 1,6 mld zł. – Podtrzymujemy te plany – mówi szef Bomi. Prawdopodobnie w przyszłym roku zarząd również poda prognozy wyników.
– W 2010 roku powinna nam wzrosnąć rentowność, bo pojawią się efekty synergii po procesach konsolidacyjnych – mówi Wojciechowicz. W ubiegłym roku Bomi przejęło dwa duże podmioty: spółkę Rast oraz Rabat Pomorze.