Wśród powodów niskiej popularności ulgi eksperci wskazują na kiepską kampanię informacyjną, niejasne definicje w ustawie i relatywnie niską wartość odliczenia. – Warto jednak podkreślić, że przy wysokiej kwocie inwestycji w B+R już kilka procent oszczędności stanowi różnicę odczuwalną dla firmy – podkreśla Magdalena Burzyńska, dyrektor zarządzająca w Ayming Polska. Dodaje, że od Nowego Roku zwiększy się wysokość odliczenia, a zapowiadana przez rząd na 2018 r. duża ustawa o innowacyjności prawdopodobnie wprowadzi status innowacyjnego przedsiębiorstwa, uprawniający do odliczeń podatkowych w wysokości nawet 100 proc.
Trudnością w zastosowaniu ulgi jest też to, że często przedsiębiorcy nie mają pewności, czy prowadzone przez nich prace można zaliczyć do badawczo-rozwojowych. – Brak jest także wytycznych Ministerstwa Finansów wydanych np. w porozumieniu z innymi ministerstwami, jak identyfikować działalność B+R w kontekście ulgi – mówi Marcelina Szwed, doradca podatkowy DLA Piper. Ocenia, że prawidłowe wdrożenie ulgi może przynieść znaczne korzyści podatkowe w dłuższej perspektywie.
Na razie ulga uznawana jest powszechnie za niewystarczającą zachętę do podejmowania ryzykownych inwestycji w B+R. – Odliczenie maksymalne dotyczy wyłącznie kosztów osobowych pracowników zatrudnionych w działach badań i rozwoju – podkreśla Dariusz Lewandowski, zarządzający funduszem Nowych Technologii ARIA Fund. Dodaje, że zasadnicza część kosztów B+R, a więc zakup specjalistycznej aparatury oraz materiałów do badań czy produkcji, można odliczyć od podstawy opodatkowania zaledwie w 10 lub 20 proc., w zależności od wielkości firmy. – W praktyce wydanie kilku milionów pozwoli na odliczenie podatku o kilkadziesiąt tysięcy pod warunkiem, że firma spełni szereg innych kryteriów – dodaje ekspert. kmk